Towarzysze 9do12

[2Cel 109; 1Bon 3,5; AP 12-13; K 2]
31 Jednak kilka dni później ów kapłan, poruszony Bożym natchnieniem, zaczął zastanawiać się nad tym, co zrobił błogosławiony Franciszek. Mówił sobie:
– Czyż nie jestem nędznym człowiekiem, skoro będąc starcem pragnę i pożądam dóbr doczesnych? A ten młody człowiek gardzi nimi i wyrzeka się ich dla miłości Boga.
Następnej nocy widział we śnie ogromny krzyż, którego szczyt dotykał niebios, a podstawą spoczywał na ustach Franciszka; jego ramiona rozciągały się od jednego krańca świata do drugiego. Obudził się, poznał i mocno uwierzył, że Franciszek jest prawdziwym przyjacielem i sługą Chrystusa, a zakon, który powstawał rozprzestrzeni się szybko po całym świecie. Wówczas przejęty bojaźnią Pańską zaczął czynić pokutę w swoim domu. Nieco później zaś zdecydował się wstąpić do nowego zakonu; prowadził tu bardzo budujące życie, a jego śmierć była chwalebna[iv].
[2Cel 109; 1Bon 3,5; 3Cel 3; AP 13; K 2]
32 Franciszek mąż Boży, żył więc, jak powiedzieliśmy, w towarzystwie dwóch braci. Ponieważ nie mieli miejsca, gdzie mogliby stale mieszkać, zbierali się często w małym, biednym i opuszczonym kościółku zwanym matką Bożą z Porcjunkuli. Tam zbudowali sobie małą chatkę, w której czasami zatrzymywali się. Kilka dni później odnalazł ich pewien człowiek z Asyżu imieniem Idzi. Przyszedł do nich i z wielkim szacunkiem i pobożnością uklęknąwszy prosił męża Bożego o przyjęcie do swego grona. Franciszka uderzyła jego wiara i pobożność. Widząc zaś, że człowiek ów może otrzymać wielkie łaski od Boga, co przyszłość rzeczywiście wykazała, przyjął go chętnie. Zebrani w ten sposób czterej bracia napełnieni wielką radością i szczęściem w Duchu Świętym, aby robić większe postępy w doskonałości, rozdzielili się następująco:
[1Cel 44; 2Cel 18; 1Bon 2,8; AP 14; SP 55 – 1Cel 25; 1Bon 3,4; AP 14]
33 Błogosławiony Franciszek biorąc ze sobą brata Idziego ruszył w drogę ku Marchii Ankońskiej. Dwaj pozostali poszli w przeciwnym kierunku. Idąc ku Marchii, pielgrzymi bardzo radowali się w Panu. Mąż Boży głośno i pięknie wyśpiewywał po francusku pochwały dla Pana, czcił i wysławiał dobroć najwyższego. byli zaś przepełnieni tak wielką radością, jakby znaleźli wielki skarb na ewangelicznej roli Pani Ubóstwo, dla miłości której wspaniałomyślnie i chętnie wyzbywali się wszelkich dóbr ziemskich, uchodzących w ich oczach za błoto. Święty powiedział do brata Idziego:
– Nasza rodzina zakonna podobna będzie do rybaka, który zarzuca swoje sieci zagarniając mnóstwo ryb; małe zostawia w wodzie, a do kosza zbiera duże.
W tych słowach przepowiadał rozwój zakonu. Chociaż mąż Boży nie zwracał się jeszcze do ludu z formalnymi kazaniami, to jednak, gdy przechodził przez miasteczka i zamki, zachęcał wszystkich, by kochali i bali się Boga, a także, by pokutowali za grzechy. Brat Idzi zaś napominał słuchaczy, by mu wierzyli, ponieważ daje im najlepsze rady.
[1Cel 29; 1Bon 3,7; AP 15 – 1Cel 28]
34 Słuchacze pytali się nawzajem:
– Kim są ci ludzie i co znaczą te słowa, które mówią? W tych bowiem czasach miłość i bojaźń Boża wygasły prawie zupełnie i w ogóle nie znano drogi pokuty, co więcej, uważano ją nawet za głupotę.
Rozkosze cielesne, żądz bogactw i pycha żywota panowały do tego stopnia, że cały świat wydawał się być ofiarą tych trzech plag. Miano więc różne zdania o tych mężach ewangelicznych. Jedni mówili, że są to szaleńcy lub ludzie pijani. Drudzy zaś utrzymywali, że takie słowa nie wypływały z głupoty. Jeden ze słuchaczy stwierdził:
– Albo ze względu na najwyższą doskonałość przylgnęli do Pana, albo rzeczywiście są szaleńcami, ponieważ życie ich wydaje się być desperackie, skoro używają tylko odrobiny pożywienia, chodzą boso i noszą bardzo nędzne odzienie.
Tymczasem jednak, chociaż niektórzy odczuwali lęk, widząc [surowy i radosny[v]] styl ich świętego postępowania, to jednak nie naśladowali ich. Natomiast kobiety i młode dziewczęta, spostrzegając ich z daleka uciekały w obawie, by nie ulec szaleństwu i obłąkaniu. Po przejściu owej okolicy wrócili na wspomniane miejsce Matki Bożej.
[1Cel 30; 1Bon 3,7; AP 16]
35 Minęło kilka dni. Przyszło do nich trzech innych ludzi z Asyżu: Sabbatino, Morico i Giovanni della Capella, którzy prosili błogosławionego Franciszka, aby przyjął ich na braci. On uczynił to pokornie i życzliwie. Gdy szli przez miasto, prosząc o jałmużnę, rzadko kto udzielał im wsparcia. Zazwyczaj obrzucano ich obelgami, mówiono im, że po to opuścili swe dobra, by pożerać innych ludzi. Z tego powodu cierpieli wielki niedostatek. Prześladowali ich również rodzice i krewni. Kilka osób z miasta kpiło sobie z nich jak z szaleńców lub ludzi naiwnych, bo w owych czasach nikt nie wyrzekał się majętności, by prosić o wsparcie idąc od drzwi do drzwi[vi]. Natomiast biskup Asyżu, ten, do którego mąż Boży często udawał się po radę, przyjmując go życzliwie, powiedział mu:
– Wasze życie wydaje mi się zbyt ciężkie i surowe, nic bowiem nie posiadacie na tym świecie.
Święty odpowiedział mu:
– Panie! Gdybyśmy mieli jakieś posiadłości, potrzebna byłaby nam broń by jej strzec. A przecież stąd wypływają spory i procesy, bo bogactwo zwykło stwarzać tyle przeszkód w miłości Boga i bliźniego. Dlatego nie chcemy posiadać na tym świecie żadnego dobra doczesnego.
Spodobała się bardzo biskupowi ta odpowiedź męża Bożego, który wzgardził wszelkim dobrem przemijającym, a szczególnie pieniędzmi do tego stopnia, że we wszystkich swych regułach zaleca szczególnie ubóstwo i stara się nakłonić wszystkich braci do unikania pieniędzy. Ułożył bowiem wiele reguł i wypróbował je przed ułożeniem tej, którą jako ostateczną zostawił braciom. W jednej z nich tak mówił o wzgardzie pieniędzmi: ?Strzeżmy się, my którzy opuściliśmy wszystko, abyśmy za taką drobnostkę nie utracili Królestwa niebieskiego. A jeśli gdzieś znajdziemy pieniądze nie poświęcajmy im więcej troski niż pyłowi, po którym depczemy stopami? (Rnb 8,6-7)[vii].
[1Cel 31; 1Bon 3,7; AP 17]

Rozdział X
Jak zachęcając ich do cierpliwości przepowiedział swym sześciu towarzyszom wszystko, co ich spotka, gdy pójdą przez świat.
36 Franciszek, pełen Ducha Świętego, zwołał kiedyś sześciu braci wyżej wymienionych do lasu, który był wokół Porcjunkuli i często służył braciom do modlitwy i przepowiedział to co wkrótce się wydarzyło. Święty Franciszek mówił:
– Bracia najmilsi, rozpoznajcie nasze powołanie. Bóg powołał nas nie tylko dla naszego zbawienia, ale dla zabawienia wielu, abyśmy szli przez świat zachęcając wszystkich bardziej przykładem niż słowami do czynienia pokuty za swe grzechy i do pamiętania o przykazaniach Bożych.
I kontynuował:
– Nie bądźcie strwożeni tym, że jest was niewielu i jesteście niewykształceni, ale po prostu i bez obaw głoście pokutę ufając Panu, który zwyciężył świat. To Jego Duch mówi przez was, by wezwać wszystkich grzeszników do nawrócenia się i do zachowania jego przykazań. Spotkacie pewnych ludzi, wiernych, cichych, życzliwych, którzy z radością przyjmą was i wasze słowa; a także wielu innych, niewiernych, pysznych, bluźnierców, którzy bluźniąc będą sprzeciwiać się wam i temu, co będziecie mówić. Zapiszcie więc dobrze w sercach swych postanowienie znoszenia wszystkiego w cierpliwości i pokorze.
Na te słowa braci ogarnął strach.
Święty dodał jednak:
– Nie bójcie się, wkrótce ujrzycie przychodzących do was wielu uczonych i szlachetnych. Oni pójdą z wami głosić kazania królom, książętom i wielu narodom. Wielu nawróci się do Pana, który pomnoży i powiększy swą rodzinę na całym świecie.
[1Cel 27; 1Bon 3,6; AP 18]
37 Gdy to powiedział i pobłogosławił ich, mężowie Boży wyruszyli zachowując wiernie jego przestrogi. Gdy zaś napotkali kościół albo krzyż pochylali się do modlitwy i pobożnie mówili:- Wielbimy Cię, Chryste, i błogosławimy Cię we wszystkich kościołach, które są na całym świecie, gdyż przez Krzyż swój święty odkupiłeś świat. Wierzyli bowiem, że znajdują dom Boży, ilekroć spotkają krzyż lub kościół. Wszyscy natomiast, którzy ich widzieli, byli bardzo zdumieni, bo ich ubiór i życie były krańcowo różne od wszystkich innych śmiertelników i wyglądali na ludzi z lasów. Tam gdzie wchodzili do miasta czy zamku, osady czy domów, zwiastowali pokój i zachęcali wszystkich, aby bali się i kochali Stwórcę nieba i ziemi oraz zachowywali jego przykazania. Niektórzy chętnie ich słuchali, inni przeciwnie, szydzili z nich. Liczni zadręczali ich pytaniami. Byli tacy, którzy pytali:
– Skąd jesteście?
Inni pytali do jakiego zakonu należą. Ponieważ byłoby męczące odpowiadanie na te wszystkie pytania, wyznawali z prostotą, że są pokutnikami przychodzącymi z Asyżu; bo też w istocie ich grupka nie miała jeszcze oficjalnej nazwy zgromadzenia zakonnego.
[1Cel 45; 1Bon 4,3; 3Cel 3; AP 19]
38 Wielu sądziło, że są oszustami lub wariatami i nie chcieli ich przyjmować w swoim domu z obawy, aby ich nie okradli, jak złodzieje. Z tego względu w wielu miejscach po zniesieniu licznych krzywd zatrzymywali się w przedsionkach kościołów lub domów.W tym właśnie czasie dwóch z nich było we Florencji prosząc o jałmużnę i nie mogli znaleźć noclegu. Przyszedłszy do jakiegoś domu, który miał portyk a w nim piec, mówili jeden do drugiego:
– Tu moglibyśmy się schronić.
Prosili panią domu, aby ich przyjęła. Gdy im odmówiła, powiedzieli pokornie, by przynajmniej przy piecu pozwoliła spocząć im tej nocy. Wyraziła na to zgodę. Jej mąż jednak wróciwszy i zobaczywszy ich w portyku zawołał żonę i powiedział:
– Dlaczego pozwoliłaś tym rozbójnikom pozostać pod naszym dachem?
Powiedziała, że nie chciała ich przyjąć do domu, lecz pozwoliła im spać na zewnątrz pod portykiem, gdzie prócz kilku kawałków drzewa nic nie można ukraść. Mąż zabronił wówczas, mimo dotkliwego zimna, dać im nakrycie, bo wziął ich istotnie za zbójców i złodziei. Chociaż aż do rana źle spali w pobliżu pieca, mając na ogrzanie jedynie miłość Bożą i na okrycie – szaty Pani Ubóstwo, to o świcie poszli do najbliższego kościoła, aby uczestniczyć w Jutrzni.
39 Rankiem owa kobieta także udała się do tego kościoła. Widząc braci pobożnie pogrążonych w modlitwie, powiedziała do siebie:
– Gdyby ci ludzie byli rozbójnikami i złodziejami, jak sądzi mój mąż, nie byliby tak pobożnie pogrążeni w modlitwie.
Zadumała się w refleksjach, kiedy pewien człowiek imieniem Gwido zaczął rozdawać jałmużnę biedakom obecnym w kościele. Zbliżył się do braci i chciał każdemu z nich, jak i innym, dać trochę pieniędzy; oni jednak podziękowali, nie chcąc nic przyjąć. Wówczas powiedział im:
– Dlaczego więc, jeśli jesteście ubodzy, nie przyjmujecie, jak inni pieniędzy.Brat Bernard odpowiedział:
– To prawda, że jesteście ubodzy, lecz dla nas ubóstwo nie jest ciężarem, jak dla innych ubogich, ponieważ dzięki łasce Boga, którego radę wypełniamy, staliśmy się dobrowolnie ubodzy.
Człowiek ów, dziwiąc się temu, zapytał ich, czy kiedykolwiek coś posiadali. Dowiedział się, że mieli wielkie majątki, ale z miłości do Boga rozdali je biednym. Tym, który tak powiedział był ów brat Bernard, którego dzisiaj słusznie uważamy z największego Ojca. On bowiem pierwszy podążył śladem męża Bożego, podejmując jego misję pokoju i pokuty sprzedał wszystko, co miał i otrzymaną sumę rozdzielił między ubogich, według rady doskonałości ewangelicznej, trwając aż do końca w najświętszym ubóstwie.Wspomniana kobieta widząc, że bracia nie chcieli przyjąć pieniędzy, podeszła do nich i powiedziała, że chętnie gości ich w swoim domu, jeśliby raczyli z tego skorzystać. Bracia pokornie odpowiedzieli:
– Niech Pan ci wynagrodzi dobrą wolę.
Gwido jednak, dowiedziawszy się, że bracia nie mogli znaleźć miejsca, wprowadził ich do swego domu i powiedział im:
– Oto gościna, którą Pan wam przygotował; mieszkajcie tutaj jak długo będzie wam się podobało.
Wówczas oni dziękując Bogu, pozostali u niego kilka dni utwierdzając go przykładem i słowem bojaźni Pańskiej do tego stopnia, że później rozdawał ubogim jeszcze więcej.
[AP 20-22]
40 Chociaż tak życzliwie byli przyjęci przez niego, to w oczach innych uchodzili za najpodlejszych do tego stopnia, że wielu ludzi zarówno niskich jak i wysokich pochodzeniem, obrzucało ich zniewagami i obelgami rozrywając czasem nawet ich nędzne szaty. Gdy słudzy Boży zostali tak obnażeni, oni, którzy według wskazówki ewangelicznej, nosili tylko jedną tunikę, nie domagali się tego, co im zabrano; kiedy zaś z litości zdecydowano się im je oddać, przyjmowali chętnie.Niektórzy obrzucali ich błotem, inni wciskali im w ręce kostki i zapraszali do gry, a inni jeszcze chwytali za kaptur z tyłu i w ten sposób przewieszonych nieśli na swych plecach. Zmuszali ich do zniesienia tych i innych udręk, bo uważali ich za tak zasługujących na wzgardę, że można ich bezkarnie męczyć według swego upodobania.Na domiar złego głód, pragnienie, zimno i wyczerpanie przysparzały im cierpień i zmartwień; zgodnie z napomnieniami błogosławionego Franciszka, wszystko znosili wytrwale i cierpliwie, nie smucąc się, nie niepokojąc, ani nie złorzecząc tym, którzy wyrządzali im zło przeciwnie, jako ludzie doskonale ewangeliczni i pewni nagrody, którą mieli otrzymać, radowali się bardzo w Panu i uważali się za szczęśliwszy za każdym razem, gdy spotkały ich takie próby i utrapienia (Jk 1,2), a także według nauki Ewangelii modlili się pilnie i żarliwie za swych prześladowców.
[1Cel 40; 1Bon 4,7; AP 23]

Rozdział XI
Przyjęcie innych braci i żarliwa miłość do siebie pierwszych braci, a także gorliwość w pracy i modlitwie oraz ich doskonałe posłuszeństwo
41 Skoro więc ludzie widzieli, że bracia radowali się w swoich udręczeniach, że poświęcali się gorliwie i pobożnie modlitwie i nie przyjmowali pieniędzy ani ich nie nosili, że panowała wśród nich najżarliwsza miłość, dzięki której dali się poznać jako prawdziwi uczniowie Pana, wielu ludzi wzruszało się i przychodziło do nich prosić o przebaczenie wszystkich wyrządzonych krzywd. Bracia wybaczali z całego serca, mówiąc:
– Niech Pan wam wybaczy – i dawali im upomnienia pożyteczne do zbawienia.
Niektórzy zaś prosili braci o przyjęcie ich do swego grona. A ponieważ każdy z owych sześciu braci otrzymał od Franciszka prawo przyjmowania do zakonu, bo mała była liczba braci, to niektórych z nich przyjęli do swej wspólnoty i wszyscy w oznaczonym terminie wrócili wraz z nimi do Matki Bożej z Porcjunkuli. Gdy zobaczyli się znowu, doznali tak wielkiej radości i wesela, że wydawało się, że nie pamiętają tego, co wycierpieli ze strony niegodziwych. Wykorzystywali pilnie każdy dzień na modlitwę i pracę ręczną, aby zupełnie uniknąć lenistwa, nieprzyjaciela duszy. Chętnie wstawali o północy i modlili się bardzo pobożnie, obficie wylewając łzy i głęboko wzdychając. Jeden drugiego darzył głębokim uczuciem miłości; służyli sobie nawzajem i troszczyli się jeden o drugiego, jak matka o swego jedynego, ukochanego syna. tak wielka była ich miłość, że wydawało się, iż łatwo wydadzą ciała swoje na śmierć nie tylko z miłości do Chrystusa, lecz również dla zbawienia duszy i ciała swoich współbraci.
[1Cel 38-39; AP 24-25]
42 Dlatego, gdy pewnego dnia, dwaj bracia udając się razem spotkali szaleńca, który zaczął rzucać w nich kamieniami, to jeden z nich widząc, że lecą ona na współbrata, stanął natychmiast przed nim, by narazić się na uderzenia; wolał bowiem sam być ranny, niż widzieć pobitego brata. tak wielka bowiem miłość wzajemna przepełniała ich serca, że byli gotowi ryzykować utratę życia jeden dla drugiego. Pokora i miłość (Ef 3,17) były w nich tak ugruntowane i głęboko zakorzenione, że każdy miał dla drugiego szacunek taki, jakby wobec ojca i pana, a ci, którym obowiązki lub inne względy dawały pierwszeństwo, starali się być pokorniejsi i mniejsi od innych. Oddawali się wszyscy doskonałemu praktykowaniu posłuszeństwa, zawsze gotowi do spełnienia woli rozkazującego, bez dociekania, czy wydane polecenia było słuszne czy nie. Ponieważ wszystko, co im polecono, odbierali jako wolę Pana, dlatego łatwo i przyjemnie przychodziło im wypełniać wszystkie polecenia. Bardzo wystrzegali się cielnych pożądliwości (1P 2,11); każdy był dla siebie surowym sędzią, a wszyscy troszczyli się o to, aby jeden drugiemu w jakikolwiek sposób nie zrobił przykrości.
[AP 26]
43 A jeżeli czasem zdarzyło się, że jeden drugiemu powiedział coś, co mogłoby zrobić mu przykrość, doznawał tak wielkich wyrzutów sumienia, że nie mógł uspokoić się dopóki nie wyznał swojej winy, upadając pokornie na ziemię i prosząc skrzywdzonego brata o postawienie mu stopu na ustach. jeżeli ów brat wzbraniał się przed tym, to winowajca, jeśli był przełożonym, polecał mu postawić swą nogę na ustach; gdy zaś nim nie był, prosił przełożonego o wydanie takiego polecenia. W ten sposób usiłowali usunąć wszelką urazę i niezadowolenie, a zachowywać między sobą zawsze doskonałą miłość. Wszelkimi siłami starali się przeciwstawiać każdej wadzie odpowiednią cnotę, uprzedzani i wspomagani w tym wysiłku Laską Pana naszego Jezusa Chrystusa. Nie chcieli niczego mieć na własność. Książki i inne przedmioty były oddane do wspólnego użytku i służyły wszystkim według zasad podanych przez Apostołów (Dz 4,23) i odtąd zachowywanych. Chociaż byli prawdziwie ubodzy, to jednak okazywali się hojniejszymi i wspaniałomyślniejszymi w ofiarowaniu tego, co im ofiarowywano ze względu na Boga. Właśnie z miłości do Niego znajdowali rozkosz w dawaniu jałmużny wszystkim proszącym, a zwłaszcza ubogim.
[AP 27 – 1Cel 39; 1Bon 4,7]
44 Gdy zaś w drodze spotkali biedaków proszących ich o cokolwiek dla miłości Bożej, jeżeli nie mieli nic innego do dania, zostawiali im kawałki swego odzienia i tak przecież nędznego. Czasami był to odpruty od tuniki kaptur, czasem rękaw lub jeszcze inny kawałek, który odrywali od habitu. chcieli w ten sposób wypełnić radę Ewangelii: ?każdemu kto cię prosi, daj? (Łk 6,30).Pewnego dnia jakiś ubogi przyszedł do kościoła Matki Bożej z Porcjunkuli, w pobliżu którego bracia czasem mieszkali i prosili o wsparcie. Był tam jakiś płaszcz, który jeden z braci nosił jeszcze w świecie. Błogosławiony Franciszek prosił owego brata, by podarował go żebrakowi; ten dal go natychmiast i z dobrego serca. Wówczas wydało się mężowi Bożemu, że nagrodę za pełną szacunku uległość wyświadczoną miłosiernym gestem tego brata, jałmużna owa została wzniesiona do nieba, on zaś uczuł nową radość rodzącą się w duszy.
[AP 28; LP 55; SP 36]
45 Kiedy możni tego świata przychodzili do nich, oni przyjmowali ich chętnie i serdecznie, usiłując odwieść ich od zła i nakłonić do czynienia pokuty. Bracia prosili o łaskę nie wysyłania ich już nigdy do swych stron rodzinnych, by przez to mogli uniknąć kontaktów i zażyłości ze swymi krewnymi i wypełnić w ten sposób słowo proroka: ?Stałem się obcym braciom moim i cudzoziemcem synom matki mojej? (Ps 68,9).W ubóstwie znajdowali wielką radość, ponieważ nie pożądali bogactw, lecz gardzili wszelkim dobrem przemijającym, którego mogą pragnąć miłośnicy tego świata. Szczególnie zaś pieniądze deptali nogami, jak proch ziemi, a Franciszek nauczył ich, by nie cenili ich wyżej od oślego łajna. Radowali się w Panu bezustannie, nie mając ani między sobą ani w sobie żadnego powodu do smutku. Im bardziej byli oderwani od świata, tym bardziej byli zjednoczeni z Bogiem. Szli drogą krzyża i ścieżkami sprawiedliwości. Z wąskiej drogi pokuty i doskonałości ewangelicznej usuwali przeszkody, aby utorować swym następcom drogę równą i bezpieczną.
[1Cel 41; AP 29.30]

Rozdział XII
Jak błogosławiony Franciszek udał się ze swymi jedenastoma towarzyszami na dwór papieski, by przedstawić Ojcu Świętemu swój plan i uzyskać zatwierdzenie reguły, którą napisał.
46 Błogosławiony Franciszek widząc, że Pan powiększył liczbę i zasługi jego braci, gdy było ich już dwunastu, doskonałych i tak samo myślących, powiedział owym jedenastu, on sam dwunasty, ich wódz i Ojciec:
– Bracia, widzę, że Pan w swym miłosierdziu, chce powiększyć naszą grupę. Chodźmy więc do matki naszej, Świętego Kościoła Rzymskiego. Przedstawmy Najwyższemu kapłanowi to, co Pan rozpoczął czynić przez nas, abyśmy zgodnie z jego wolą i nakazem prowadzili nadal rozpoczęte dzieło.
Gdy myśl Ojca spodobała się pozostałym braciom, wyruszyli wraz z nim na dwór papieski. Wówczas powiedział im;
– Wybierzmy jednego z nas na przełożonego i uważajmy go jako tego, który zastępuje Jezusa Chrystusa, abyśmy szli i odpoczywali tam gdzie on zechce.
Wybrali brata Bernarda, pierwszego po błogosławionym Franciszku i postępowali wobec niego tak, jak pragnął Ojciec. Szli więc radośni, na ustach mając tylko słowo Pańskie, nie ośmielając się mówić o niczym innym, jak tylko o sławie i chwale Bożej i o tym, co odnosiło się do pożytku duszy, a także oddawali się często modlitwie. Pan zaś przygotowywał im zawsze miejsce na odpoczynek i sprawiał, że służono im w tym, co konieczne.
[1Cel 32; 1Bon 3,8; AP 31]
47 Przybyli do Rzymu. Tu spotkali biskupa Asyżu, który przyjął ich z wielką radością. Darzył bowiem specjalnym szacunkiem i uczuciem błogosławionego Franciszka i wszystkich braci. Nie znając jednak ich powodu przybycia, zaniepokoił się. Obawiał się bowiem, by nie zamierzali opuścić swej ojczyzny, gdzie Pan posłużył się już nimi, aby uczynić wiele rzeczy godnych podziwu. Cieszył się bowiem bardzo, mając w swej diecezji tych ludzi, których życie i przykład budziły w nim tak wielkie nadzieje. Gdy jednak dowiedział się o celu ich przybycia, gdy został dokładnie zapoznany z ich planami, bardzo się uradował. Obiecał, że udzieli im w tym celu poparcia. Biskup ów był znajomym kardynała Jana od św. Pawła, biskupa Sabine, człowieka prawdziwe napełnionego łaską Bożą, który bardzo miłował sługi Boże. gdy biskup zapoznał go z życiem błogosławionego Franciszka i jego braci, gorąco zapragnął widzieć męża Bożego i kilku jego towarzyszy. Dowiedziawszy się, że są w Rzymie, wyszedł im naprzeciw i przyjął ich z wielkim szacunkiem i miłością.
[1Cel 32; 1Bon 3,9; AP 32]
48 Przez kilka dni, kiedy pozostawali z nim, zbudowali go tak bardzo rozmowami i postępowaniem, że widząc, że rzeczywiście ich życie jaśnieje tym, co o nich słyszał z pokorą i pobożnością polecił się ich modlitwom. Prosił również o specjalną łaskę, by od tej chwili mógł być uważany za jednego z nich. W końcu zapytał błogosławionego Franciszka o powód jego podróży. wtajemniczony we wszystkie zamiary i pragnienia, zaoferował im swe poparcie w kurii. Kardynał udał się więc na dwór i powiedział papieżowi Innocentemu III:
– Spotkałem najdoskonalszego człowieka, który chce żyć według ideałów świętej Ewangelii i zachowywać w całej rozciągłości doskonałość ewangeliczną. Wierzę, że Pan chce posłużyć się nim dla odnowienia na całym świecie wiary Świętego Kościoła.
Słysząc to papież bardzo się zdziwił i polecił kardynałowi przyprowadzić do siebie błogosławionego Franciszka.
[1Cel 33; 2Cel 16;1bon 3,9; AP 33]
49 Następnego więc dnia mąż Boży został przedstawiony przez wspomnianego kardynała papieżowi, któremu ujawnił wszystkie swoje święte zamiary. papież, który był człowiekiem wyjątkowej roztropności, aprobował je według przyjętych form. Dając jemu i jego braciom kilka wskazówek, błogosławił ich mówiąc:
– Bracia, idźcie z Panem i jak sam raczył was natchnąć, tak wszystkim głoście pokutę. Gdy zaś Bóg Wszechmogący zwiększy waszą liczbę i będzie nadal obdarzał was łaską, przyjdźcie nas powiadomić, a my udzielimy wam więcej niż teraz i jeszcze bezpieczniej powierzymy wam większe sprawy.
Ojciec święty chcąc wiedzieć, czy to na co się zgodził i na co zamierzał się zgodzić było zgodne z wolą Pana, zanim Święty od niego odszedł, powiedział do niego i jego towarzyszy:
– Synowie moi, wasz rodzaj życia wydaje się nam zbyt twardy i surowy. Chociaż wierzymy, że macie tak wielką gorliwość, iż nie należy w was wątpić, to jednak powinniśmy myśleć o tych, którzy pójdą za wami, aby droga nie wydawała się im zbyt ciężka.
Gdy spostrzegł stałość ich wiary i kotwicę nadziei bardzo mocno tkwiącą w Chrystusie do tego stopnia, że nie chcieli odstąpić od swego ideału, powiedział błogosławionemu Franciszkowi:
– Synu, idź i proś Boga, aby objawił ci, czy to, czego pragniecie wypływa z jego woli. Skoro przekonam się, że taka jest wola Pana, przychylimy się do twoich pragnień.
[2Cel 16; 1Bon 3,9; AP 34]
50 Gdy więc święty mąż modlił się idąc za radą papieża, Pan przemówił do niego w duchu przez przypowieść[viii] mówiąc:
– Żyła na pustyni pewna kobieta bardzo biedna i piękna. Pewien potężny król podziwiając jej urok zapragnął ją poślubić w nadziei, że urodzi mu piękne dziecię. Po zawarciu i dopełnieniu małżeństwa narodziło się wielu synów. Gdy dorośli matka powiedziała im te słowa: ?Dzieci moje, nie wstydźcie się waszego pochodzenia, bo jesteście synami króla. Idźcie na Jego dwór, a on zatroszczy się o to wszystko, co wam będzie potrzebne?. Kiedy przybyli, król podziwiał ich piękno, a odkrywając w ich twarzach własne rysy, zapytał: ?Czyimi synami jesteście?? Odpowiedzieli, że są synami ubogiej niewiasty przebywającej na pustyni. Król przejęty radością uściskał ich mówiąc: ?Nie obawiajcie się niczego, jesteście moimi synami. jeżeli żywię u stołu mego obcych ludzi, czyż nie jest rzeczą o wiele słuszniejszą, bym troszczył się o was, którzy jesteście moimi własnymi synami?? Posłał więc król po tę kobietę celem sprowadzenia jej na dwór, by tutaj wychowywała wszystkich synów, których miała z nim. Błogosławiony Franciszek rozmyślał nad tym widzeniem, które miał podczas modlitwy i zrozumiał, że on właśnie jest tą ubogą niewiastą.
[2Cel 16; 1Bon 3,10; AP 35; Oddone (FF 2247)]
51 Po skończeniu modlitwy stanął na nowo w obecności papieża i opowiedział mu szczegółowo wizję, którą ukazał mu Pan. – Panie, powiedział, to ja jestem ową biedną kobietą, którą Pan w swej miłości i miłosierdziu uczynił piękną i z którą prawnie chciał mieć dzieci. Król królów przyrzekł mi wyżywić wszystkich synów, których mi da, bo jeśli daje pokarm obcym, bardziej jeszcze powinien dawać własnym dzieciom. Jeśli bowiem Bóg udziela dóbr doczesnych grzesznikom, aby w miłości ich wyżywić, to o ileż bardziej udzieli ich mężom ewangelicznym, którym się to sprawiedliwie należy. Na te słowa papież zdumiał się ogromnie, a najbardziej dlatego, że przed przybyciem błogosławionego Franciszka widział we śnie Kościół św. Jana na Lateranie[ix], któremu groziła ruina i jednego mizernego i wzgardzonego zakonnika, podtrzymującego go swymi ramionami. Po obudzeniu zdumiony i wystraszony, całą swą mądrością i przenikliwością starał się odkryć znaczenie owego widzenia. Lecz po kilku dniach, gdy przyszedł do niego błogosławiony Franciszek i przedstawił mu swe plany, jak powiedziano, a także prosił o zatwierdzenie Reguły, którą napisał w prostych słowach (T 15), posługując się tylko słowami świętej Ewangelii, do doskonałości której całkowicie przywarł, papież patrząc na niego, tak żarliwego w służbie Bożej i zastanawiając się nad swoją wizją, a także żarliwego w służbie Bożej i zastanawiając się nad swoją wizją, a także nad wspomnianą przypowieścią męża Bożego zaczął mówić do siebie;- Zaprawdę, to on jest tym świętym zakonnikiem, który odbuduje i podtrzyma Kościół Boży. Uścisnął go i uznał Regułę, którą napisał. Dał mu także pozwolenie do głoszenia wszędzie pokuty. Później dał takie upoważnienie wszystkim braciom z tym jednak zastrzeżeniem, że trzeba było uzyskać pozwolenie błogosławionego Franciszka, by można było głosić kazania. Wszystko to zatwierdził później na Konsystorzu[x].
[2Cel 17; 1Bon 3,10 – 1Cel 33; AP 36]
52 Po otrzymaniu tego, błogosławiony Franciszek składał dzięki Bogu, a uklęknąwszy przyrzekł pokornie i pobożnie posłuszeństwo i szacunek papieżowi. inni bracia, stosownie do polecenia papieża, przyrzekli również posłuszeństwo i szacunek błogosławionemu Franciszkowi. Otrzymawszy błogosławieństwo Ojca Świętego, nawiedzili groby Apostołów. Później kardynał kazał udzielić tonsury błogosławionemu Franciszkowi i innym braciom, ponieważ chciał by wszyscy byli duchownymi.
[1Cel 34; 1Bon 3,10; AP 36]
53 Wówczas mąż Boży wraz ze swymi braćmi opuścił Rzym i udał się w świat. Podziwiał to, że jego pragnienie tak łatwo się spełniło i czuł, że każdego dnia wzrasta w nim nadzieja i ufność wobec Zbawiciela, który poprzez swoje święte objawienia dał mu poznać wcześniej to, co dopiero miało stać się później. W istocie, przed otrzymaniem od papieża wyżej wymienionych przywilejów, wydawało mu się w nocy[xi], podczas snu, że przechodzi drogą, przy której rosło drzewo ze wspaniałą koroną, piękne, potężne i ogromne. Zbliżył się i u stóp drzewa podziwiał jego wielkość i piękno. Nagle odczuł, że on sam rośnie i to tak, że dotyka wszystkich gałęzi drzewa i z wielką łatwością zgina je do ziemi. Tak się właśnie stało, gdyż to papież Innocenty był tym wysokim drzewem, najpiękniejszym i najwspanialszym na świecie, a tak łaskawie przychylił się do prośby i pragnienia błogosławionego Franciszka.
[1Cel 33; 1Bon 3,8]