Wprowadzenie do Legendy Trzech Towarzyszy

1. Relacja pomiędzy listem z Greccio i 3 T.

List z Greccio był odpowiedzią niektórych braci na prośbę, z jaką zwróciła się Kapituła Generalna, która odbyła się w Genewie (1244 r.) do wszystkich braci Zakonu, by zebrać i nadesłać do ministra generalnego, Crescenzio z Iesi, wszystkich autentycznych danych dotyczących życia i cudów św. Franciszka. List identyfikowany z manuskryptem z Fryburga jest datowany na 11 sierpnia, 1246 r., z podany miejscem jego sporządzenia, jakim miał być erem w Greccio. Podpisani są Leon, Rufin i Angelo, jedni z pierwszych towarzyszy Franciszka. W świetle dzisiejszych badań, nie istnieją wątpliwości, co do autentyczności tego dokumentu. Widniejące na tym liście imiona były powodem nazwania interesującego nas dokumentu ?Legendą trzech Towarzyszy?, ponieważ ów list był uważany za wstęp, bądź prezentację dokumentu. Prawie wszystkim manuskryptom 3 T towarzyszy list z Greccio.
Badania 3 T wskazują na rzeczywiste trudności w traktowaniu tego dokumentu w jedności z listem. Mówi on o towarzyszącym mu zbiorze wspomnień o Świętym z Asyżu, tymczasem 3 T jest dobrze przemyślanym i stanowiącym jedność dokumentem o cechach ?Legendy?, rozumianej jako gatunek literacki. Ton listu jest całkowicie inny od stylu 3 T.
Według Fernando Uribe ofm , ?pakiet dokumentów? zapowiadany przez list z Greccio mógł zawierać materiał, którego część posłużyła do napisania 3 T.

2. Problem jedności 3 T

Problem jedności dokumentu wiąże się z zawartością treściową, która w swej ciągłości chronologicznej wyraźnie przerywa się w XVI rozdziale, powodując wielką lukę informacyjną dotyczącą lat 1221-1224, czyli czasu pierwszego wielkiego kryzysu rodzącej się wspólnoty braterskiej.
Jedność pierwszych 16 rozdziałów jest bezsprzeczna. Cytowana wcześniej ?Rubryka?, czyli napisany przez jakiegoś kopistę wstęp do 3T, koresponduje z zawartością tej części. Wydaje się, że dzieło to miało opisać tylko czas młodości Franciszka, jego nawrócenie oraz pierwsze lata istnienia wspólnoty braterskiej. Dwa ostatnie rozdziały zostały dopisane przez innego autora, z intencją, by nie pozostawić niedokończonego dzieła o Franciszku.

3. Źródła 3 T

Egzamin wewnętrzny 3 T wskazuje na pierwszorzędną zależność od ?Życiorysu pierwszego św. Franciszka? napisanego przez Tomasza z Celano (1 Cel), ?Oficjum rymowanego? napisanego przez Juliana ze Spiry (JOf), i od ?Anonimu z Perugii? (AP). Badania tekstu wskazują, iż pierwsze 16 rozdziałów wskazują na tekstowe zależności w następujących statystykach procentowych:
43,25% 3 T pochodzi z AP
32% 3 T pochodzi z tzw. ?Florilegium? dołączonego do listu z Greccio
15% 3 T pochodzi z 1 Cel
2,45% 3 T pochodzi z JOf
1,20% 3 T pochodzi z pism brata Leona

Wpływ ?Życiorysu drugiego św. Franciszka? Tomasza z Celano (2 Cel) oraz ?Życiorysu większego św. Franciszka? napisanego przez św. Bonawenturę (1 B) odnajduje się wyłącznie w dwóch ostatnich rozdziałach 3 T.

4. Data kompozycji 3 T

Kompozycja 3 T odbywała się w dwóch fazach. Pierwsze 16 rozdziałów powstało po ukazaniu się AP (1240-41) i przed redakcją 2 Cel (1247). Margines czasu można jeszcze bardziej zredukować pomiędzy latami 1244 i 1246, czyli w czasie między Kapitułą generalną, a listem z Greccio.
Ostatnie 2 rozdziały odznaczające się zależnością od 2 Cel i 1 B, czyli po kapitule w Paryżu (1266)

5. Autor 3 T

Wielką trudność stanowi wskazanie na konkretnego autora 3 T. Jak do tej pory nie odkryto wystarczających danych do tego, by sformułować wiarygodne hipotezy odnośnie do osoby autora. Bardzo prawdopodobne jest to, że był to członek Zakonu, ponieważ prezentuje się jako dobry znawca Zakonu. Z tekstu wynika, że swą pracę wykonał bądź w Asyżu, bądź w jego okolicach.
Należy doprecyzować, że bardziej niż o jednym autorze 3 T, należałoby mówić o redaktorze dobrze posługującym się łaciną, który miał do dyspozycji różne źródła, które zostały przez niego skomponowane w jedno, dobrze zorganizowane dzieło.

6. Styl 3 T

Dokument 3 T należy do grupy ?małych biografii? św. Franciszka, które w sposób rygorystyczny przestrzegają porządku chronologicznego. W procesie redakcyjnym dziełka zauważa się przeważającą metodę kompilacji, która spowodowała iż w jakiś sposób pozostały ślady stylów źródeł, z których autor czerpał potrzebne mu dane. Mimo tej pewnej zależności od źródeł, rozpoznaje się znakomitą biegłość autora, który potrafił je przetransponować w taki sposób, iż bez dokładnej analizy 3 T jawi się jako dzieło oryginalne i jednolite w swoim stylu, pięknym stylu.

7. Celowość 3 T

Analiza tekstu wskazuje na dwa cele, jakie autor 3 T założył sobie przy pisaniu tego dokumentu. Z jednej strony dostrzega się dążenie do przekazania informacji na temat życia św. Franciszka, z drugiej zauważa się narrację, która opowiada początki Zakonu.
Pierwszy z celów ma charakter hagiograficzny na ile pragnie zachować fundamentalne elementy średniowiecznej legendy hagiograficznej. Cel drugi nadaje charakteru historycznego pragnąc opowiedzieć początki i wskazać na fundamenty, nie tyle odnosząc się do zewnętrznych faktów, ale także na ideały ewangeliczne, które ożywiały początki nowego Zakonu. W ten sposób można wskazać, iż cel 3 T jest zarówno celem historycznym, jak i hagiograficznym, celem informacyjnym i celem formacyjnym.
Dzieło to jest skierowane przede wszystkim do nowych pokoleń Braci Mniejszych.

8. Znaczenie i wartość 3 T

Dziełko to jest cennym opisem prymitywnej wspólnoty Braci Mniejszych ze szczególną uwagą poświęconą postaci centralnej, czyli św. Franciszkowi. Postać Świętego w 3 T otrzymuje tutaj własne charakterystyki, nie sprzeciwiające się tym, które prezentuje Tomasz z Celano i św. Bonawentura, a ubogacając je. Franciszek tu przedstawiony jest osobą dynamiczną, która przechodzi głęboką ewolucję, ukazując w sposób bardzo wyraźne cechy psychologiczne. Dziełko to przedstawia duchowość Świętego, szczególnie swój Chrystocentryzm, który zauważa się poprzez podobieństwo swego życia do życia Jezusa Chrystusa.
3 T prezentuje się jako dzieło autonomiczne i jednolite. Szczególnie należy je cenić za swój styl, który naśladując prozę antyczną. Większość opowiadanych epizodów przedstawia Franciszka i jego braci z wielką żywiołowością i konkretnością, osiągniętą dzięki użyciu stylu dialogicznego naśladującego styl ewangeliczny.

 

Towarzysze Ldo8

6 Nie zadowalamy się jedynie opowiadaniem cudów, które nie sprawiają świętości, ale ją ujawniają, lecz pragnąc okazać to co wyróżnia jego święte postępowanie 7 i pobożne upodobanie woli ku czci i chwale Najwyższego Boga oraz [przedstawić] słowa świętego ojca dla zbudowania chcących odwzorowywać jego ślady. 8 Nie piszemy tego jednak na sposób legendy, ponieważ już przedtem sporządzono legendy o jego życiu i o cudach, jakich Pan dokonał za jego pośrednictwem, 9 ale wybieramy, jak z pięknej łąki, niektóre kwiaty, według naszego zdania najpiękniejsze, nie idąc za ciągiem historycznym, 10 ale rozmyślnie opuszczając wiele z tego, co w rzeczonych legendach zostało już zamieszczone, w mowie tak bardzo prawdziwej i znakomitej. 11 Jeżeli zgodnie z waszym rozeznaniem wyda się wam to słuszne, możecie [do nich] dołączyć te kilka słów, co spisaliśmy. 12 Wierzymy bowiem, że gdyby czcigodnym mężom, którzy sporządzili rzeczone legendy, były znane owe kwiaty, to wcale by ich nie pominęli, ale przynajmniej część z nich ozdobiliby swoją wymową i zostawili je potomnym ku pamięci.
13 Świątobliwy Ojcze, pozostańcie zawsze zdrowi w Panu Jezusie Chrystusie, w którym my, wasi zbożni synowie, pokornie i pobożnie polecamy się waszej świątobliwości.
Dano w miejscowości Greccio, 11 sierpnia, roku Pańskiego 1246.

Oto niektóre rzeczy spisane przez Trzech Towarzyszy błogosławionego Franciszka mówiące o jego życiu i zachowaniu jako człowieka świeckiego, o jego przedziwnym i doskonałym nawróceniu oraz o doskonałości początków i fundamentów Zakonu w samym Założycielu i w pierwszych braciach.

Rozdział I
Narodzenie św. Franciszka. Jego próżność, ciekawość i rozrzutność. I jak od tego przeszedł do szczodrobliwości i miłości wobec ubogich[i].
2. 1 Franciszek pochodzi z miasteczka Asyżu, które jest położone na krańcach Doliny Spoletańskiej. Przez swą matkę został nazwany najpierw Janem, ale jego ojciec, w czasie którego nieobecności się urodził, nadał mu, po powrocie z Francji, imię Franciszek. 2 Tutaj, po osiągnięciu wieku dojrzałego i nabyciu prostych uzdolnień, wykonywał sztukę ojca tj. Ćwiczył się w kupiectwie, 3 ale robił to bardzo odmiennie, ponieważ był pogodniejszy i szlachetniejszy od ojca, oddawał się żartom i pieśniom, włócząc się chętnie dniem i nocą po Asyżu z sobie podobnymi towarzyszami. W wydatkach zaś był hojniejszy i to tak dalece, że to wszystko, co mógł mieć lub zarobić trwonił na jedzenie i inne rzeczy. 4 Z tego powodu rodzice karcili go często mówiąc mu, że tak wielkie czyni wydatki na siebie i na innych, że wydaje się być nie ich synem, lecz jakiegoś wielkiego księcia. 5 Ponieważ jednak byli bogaci i najczulej go kochali, tolerowali go w tych [zachowaniach] nie chcąc mu przeszkadzać. 6 Matka zaś jego, gdy słyszała jak sąsiedzi mówią o jego dużej rozrzutności, odpowiadała: – ?Co wy myślicie o moim synu? Jeszcze dzięki łasce będzie synem Bożym?. 7 A on sam nie tylko w tym był hojny, co więcej – rozrzutny, lecz także często przesadzał w ubieraniu się sprawiając sobie droższe szaty niż mu przystało. 8 W swej ciekawości był także bardzo próżny tak, że czasami robił jedno ubranie zszywając materiał bardzo drogi z materiałem bardzo tanim[ii].
[2Cel 3 – 1Cel 2; 1Bon 1,1; AP 3]
3. 1 Był jednak jakby z natury dworski w obyczajach i w wyrażaniu się zgodnie postanowieniem swego serca, aby nikomu nie powiedzieć słowa uwłaczającego lub grubiańskiego, co więcej – gdy tak był młodzieńcem wesołym i swobodnym postanowił sobie niewiele reagować na grubiańskie słowa. 2 Dlatego właśnie sława jego imienia rozeszła się po całej prawie okolicy, tak że wielu z tych, którzy go znali, mówiło, że stanie się on kimś wielkim. 3 Od tych stopni cnót naturalnych doszedł do tej łaski, że zapowiedział zmianę sobie samemu: – Jeżeli jesteś szczodry i dworski wobec ludzi, od których nic nie otrzymujesz oprócz przemijającej i próżnej przychylności, to jest rzeczą słuszną, byś ze względu na Boga, który jest najszczodrobliwszy w wynagradzaniu, był dworski i szczodry wobec biednych. 4 Od tej też chwili lubił przebywać w obecności ubogich rozdzielając im obficie jałmużny. 5 A chociaż był kupcem, to jako szafarz bogactw tego świata był bardzo nieskuteczny. 6 Gdy zaś pewnego dnia w magazynie gdzie sprzedawało się materiały stał pochłonięty sprzedażą materiałów, przyszedł jakiś biedny prosić go o jałmużnę ze względu na miłość Bożą. 7 Gdy opanowany zupełnie pożądliwością bogactw i troską o sprzedaż, odmówił mu wsparcia, to później, tknięty łaską Bożą, wyrzucił sobie to wielkie prostactwo, 8 mówiąc: – Jeżeli ten biedak, prosiłby cię w imię kogoś wielkiego – hrabiego lub barona, z pewnością przychyliłbyś się do jego prośby. 9 O ile bardziej powinieneś to uczynić ze względu na Króla królów i Pana wszystkich!. 10 Po tym doświadczeniu postanowił w sercu, że w przyszłości nie odmówi niczego, gdy będzie proszony w imię tak wielkiego Pana.
[1Bon 1,1 – 1Cel 17; AP 4 – 2Cel 5]

Rozdział II
Więzienie w Peruggi i dwie wizje, które miał chcąc zostać rycerzem.
4. 1 Swego czasu wybuchła wojna między Perugią a Asyżem. Franciszek wraz z wieloma współobywatelami został wzięty do niewoli i uwięziony w Perugii. Jednak ze względu na szlachetność obyczajów został osadzony w więzieniu razem z rycerzami. 2 Gdy zaś któregoś dnia jego współwięźniowie byli szczególnie przygnębieni, on, z natury radosny i pogodny, nie wydawał się być smutny, lecz w jakiś sposób uradowany. 3 Z tego powodu jeden z towarzyszy karcił go jak obłąkanego, gdyż będąc w więzieniu okazuje radość. 4 W odpowiedzi na to Franciszek żywo zawołał: – Cóż myślicie o mnie? Jeszcze będę uwielbiany przez cały świat. 5 A gdy jeden z rycerzy, z którymi był więziony, znieważył towarzysza niedoli, a reszta z tego powodu chciała trzymać się od niego z daleka, to tylko sam Franciszek nie odmówił mu swego towarzystwa i innych zachęcał do tego samego. 6 Pod koniec roku zawarto pokój między wspomnianymi miastami i Franciszek z pozostałymi więźniami powrócił do Asyżu.
[2Cel 4]
5. 1 Po kilka zaś latach pewien szlachcic asyski zaopatruje się w rynsztunek rycerski, aby udać się do Apulii celem zwiększenia majątku lub sławy. 2 Co usłyszawszy Franciszek natychmiast pragnie iść wraz z nim i aby zostać rycerzem hrabiego Gentile przygotowuje możliwie najdroższe materiały, a chociaż był biedniejszy bogactwem, to jednak okazał się rozrzutniejszy szczodrością od swego ziomka. 3 Pewnej więc nocy, gdy oddawał się rozmyślaniu nad całkowitym wypełnieniem tego i gorąco płonął pragnieniem wyruszenia w drogę, został nawiedzony przez Pana, który jego, tak żądnego chwały, przez widzenie, rozbudził i zachęcił do szczytu chwały. 4 Tej bowiem nocy podczas snu ukazał mu się ktoś, wołając go po imieniu i wprowadzając do jakiegoś miłego pałacu pięknej oblubienicy, pełnego broni rycerskiej, mianowicie błyszczących tarcz i innych sprzętów wiszących na ścianach, odnoszących się do ozdabiania rycerstwa. 5 Z tego powodu, gdy napełniony radością dziwił się w milczeniu, co to mogłoby oznaczać, zapytał, do kogo należy ta broń, błyszcząca takim blaskiem i ów pałac tak piękny. 6 I otrzymał odpowiedź, że to wszystko należy do niego i jego rycerzy. 7 Obudziwszy się rano, wstał pełen wewnętrznej radości. Myśląc po świecku, gdyż nie zakosztował jeszcze w pełni działania Ducha Bożego, sądził, że to wszystko wróży mu godność książęcą. Biorąc więc to widzenie za zapowiedź przyszłej wielkiej fortuny, postanawia udać się natychmiast do Apulii, by stać się rycerzem wspomnianego hrabiego. 8 Stał się radośniejszy niż zwykle do tego stopnia, że wielu zdumionym i pytającym o przyczynę tej radości, odpowiadał: – Wiem, że będę wielkim księciem.
[1Cel 5; 2Cel 6; 1Bon 1,3; AP 5]
6. 1 Otóż bezpośrednio w przeddzień tego widzenia dał dowód tej wielkiej wspaniałomyślności i szlachetności, co, jak się wydaje, nie pozostało bez wpływu na samo widzenie. Tego bowiem dnia oddał pewnemu biednemu rycerzowi swe nowo uszyte szaty, a wszystkie wyszukane i drogie. Przygotowawszy się wyruszył do Apulii. Dotarł aż do Spoleto i tam zachorował. Nadal jednak marzył o kontynuowaniu podróży. Pewnej nocy pogrążony w półśnie, usłyszał głos pytający go, dokąd chce się udać. Gdy Franciszek ujawnił swój cały plan, ten, który ukazał mu się we śnie, zapytał:
– Kto może postąpić z tobą lepiej Pan czy sługa?
Franciszek odpowiedział:
– Pan.
A głos ów odrzekł:
– Dlaczego więc dla sługi opuszczasz Pana i Księcia dla poddanego?
Franciszek zapytał:
– Panie, co chcesz, abym czynił?
Głos odpowiedział:
– Powróć do swojej ziemi, a tam się dowiesz, co masz czynić, ponieważ widzenie, które miałeś masz rozumieć inaczej (Dz 9,6-7).
A jak po pierwszej wizji napełniła go ogromna radość, bo przecież pragnął tylko doczesnej pomyślności, tak po tej skupił się wewnętrznie i pełen podziwu zastanawiał się nad jej znaczeniem tak głęboko, że owej nocy już więcej nie mógł zasnąć. Z pośpiechem i wielką radością wybrał się o świcie w powrotną drogę do Asyżu, mając nadzieję poznania woli Boga, który ukazał mu to wszystko i otrzymania od niego wskazówek dotyczących własnego zbawienia. Jego serce już zostało przemienione. Zrezygnował z podróży do Apulii. Nie pragnął już niczego innego, jak tylko dostosowania się do woli Bożej.
[2Cel 5; 1Bon 1,2 – 1Cel 7; 2Cel 6; 1Bon 1,3; AP 6-7]

Rozdział III
Jak Pan po raz pierwszy napełnił jego serce cudowną słodyczą, pod wpływem której Franciszek zaczął czynić postępy w pogardzie wobec siebie samego i wszelkiej próżności, a także w modlitwie, rozdawaniu jałmużny i umiłowaniu ubóstwa.
7 Skoro powrócił do Asyżu, któregoś wieczoru – było to kilka dni później – towarzysze wybrali go na przewodniczącego, aby według swego upodobania rozporządzał wydatkami. Polecił więc przygotować wystawną ucztę, jak robił to już tak wiele razy. Po jej zakończeniu wyszli z domu; towarzysze szli pierwsi, włócząc się po mieście ze śpiewem na ustach. On z laską w ręku, jak przystało przewodniczącemu zabawy, szedł za nimi na samym końcu i nie śpiewał, ale pogrążony był w głębokiej zadumie[iii].I oto nagle nawiedził go Pan. Słodycz tak cudowna napełniła jego serce, że nie może ani mówić, ani poruszać się. Stało się dla niego rzeczą niemożliwą odczuwać czy słyszeć coś poza tą słodyczą, która sprawiła, że był tak nieczuły na doznania fizyczne, iż, jak sam później wyznał, nawet gdyby cięto go na kawałki, nie byłby w stanie ruszyć się z tego miejsca. Kiedy towarzysze odwrócili się i zobaczyli, że został tak daleko za nimi, wrócili do niego. Przerażeni patrzą i widzą go, jakby już przemienionego w innego człowieka.
Pytają go więc:
– O czymże myślałeś, że nie szedłeś za nami? Być może -mówią żartując myślałeś o ożenieniu się?
Odpowiedział im z ożywieniem:
– Powiedzieliście prawdę, ponieważ myślałem o wzięciu oblubienicy szlachetniejszej, bogatszej i piękniejszej, aniżeli kiedykolwiek widzieliście.
Kpili z niego. On zaś powiedział to nie od siebie, lecz natchniony przez Boga. Wspomnianą bowiem oblubienicą, którą pojął, było prawdziwe życie religijne, dzięki ubóstwu szlachetniejsze, bogatsze i piękniejsze[iv].
[2Cel 7 – 1Cel 7]
8. Od tej godziny Franciszek zaczął uważać się za nędznego i gardził tym wszystkim, co niedawno kochał; co prawda nie robił tego doskonale, gdyż nie oderwał się jeszcze zupełnie od próżności tego świata.Oddalając się nieco od światowego zgiełku, starał się zachować Jezusa Chrystusa we wnętrzu swoim i ukryć przed ironicznymi spojrzeniami ewangeliczną perłę, którą pragnął nabyć, sprzedawszy wszystko. Często również, prawie każdego dnia, chodził modlić się w skrytości. Odczuwał w tym pewnego rodzaju przymus dzięki słodyczy, której coraz częściej doznawał, a która skłaniała go do modlitwy czasami nawet na ulicy i innych miejscach publicznych. Chociaż już od dawna był dobroczyńcą ubogich, to jednak od tego dnia mocniej sobie postanowił w swoim sercu, by w przyszłości nie odmówić jałmużny żadnemu ubogiemu, który prosiłby go w imię Boga i by dawać ją hojniej i obficiej niż zazwyczaj. Tak więc, za każdym razem, gdy ubogi prosił go o jałmużnę poza domem, wspierał go pieniędzmi, skoro tylko było to możliwe; gdy zaś nie miał pieniędzy, dawał mu czapkę lub pas, byle tylko nie odsyłać go z pustymi rękoma. Jeśli i tego nie miał, odchodził na ustronne miejsce, zdejmował swą koszulę i dawał ją dyskretnie ubogiemu, prosząc aby ją wziął ze względu na Pana. Kupował także przedmioty, mogące służyć ozdobie kościołów i po kryjomu wysyłał je ubogim kapłanom.
[1Cel 4.6; 1Bon 1,4 – 2Cel 8; 1Bon 1,6]
9. Kiedy pozostawał w domu, w czasie nieobecności ojca, nawet wtedy gdy jadał tylko z matką, stawiał na stole tyle chleba, jakby przygotowywał posiłek dla całej rodziny. Gdy zaś matka któregoś dnia zapytała, dlaczego tyle chleba położył na stole, odpowiedział, że chce się przygotować do udzielenia jałmużny, gdyż postanowił dać ją każdemu, proszącemu w imię Boże. Matka zaś, ponieważ bardziej go kochała, a niżeli pozostałe dzieci, pozwalała mu postępować według jego własnego uznania, patrząc do czego doprowadzi to wszystko. Serce zaś jej było pełne podziwu z powodu tego co robił. Jak ongiś bardzo lubił całym serce przyłączać się do swoich przyjaciół, gdy go wołali, a ich towarzystwo było dla niego tak pociągające, że niejednokrotnie wstawał od stołu nawet wtedy, gdy jeszcze niewiele zjadł, zostawiając rodziców udręczonych i tym nieposłusznym odejściem, tak teraz całym swym sercem skłaniał się do wyszukiwania lub wysłuchiwania ubogich, by rozdawać im hojne jałmużny. 10. Tak więc przemieniony łaską Bożą, chociaż nosił jeszcze szaty świeckie, pragnął znaleźć się w jakimś mieście, gdzie nierozpoznany, zdjąłby swe szaty, zamienił je z łachmanami ubogiego i tak odziany próbowałby żebrać z miłości do Boga. Zdarzyło się zaś, że wkrótce udał się z pielgrzymką do Rzymu. Wchodząc do kościoła św. Piotra zauważył, że ofiary składane przez niektórych były małe.
Powiedział sobie w duszy:
– Skoro Książę Apostołów winien być czczony ze szczególną wspaniałomyślnością, dlaczegóż więc ludzie składają tak małe ofiary w kościele, gdzie spoczywa jego ciało?
I tak w porywie zapału zanurzył dłoń w sakwie, wyciągnął pełną pieniędzy i rzucił je przez kratę otaczającą ołtarz. Spadłszy narobiły tyle hałasu, że wszyscy ludzie którzy tam byli, usłyszawszy to, zdziwili się taką wspaniałą hojnością. Potem wyszedł przed bramę świątyni, gdzie zatrzymywało się wielu biedaków, by żebrać. Zamienił po kryjomu swe szaty z jakimś żebrakiem. Ubrawszy się w jego łachmany stanął z innymi żebrakami na schodach kościoła i po francusku prosił o wsparcie, ponieważ chętnie używał tego języka, chociaż nie mówił nim poprawnie. Później zdjąwszy te łachmany i przebrawszy się w swe szaty wrócił do Asyżu. Zaczął prosić Pana, aby skierował go na swoją drogę. Nikomu bowiem nie zdradzał swej tajemnicy, ani nie radził się w tym nikogo, tylko samego Boga, który właśnie zaczął kierować jego życiem. Czasem jednak korzystał jeszcze z rad biskupa asyskiego, ponieważ w tym czasie nie spotykało się u nikogo prawdziwego ubóstwa, którego on pożądał ponad wszystkie dobra tego świata, a w którym chciał żyć i umierać.
[2Cel 8; 1Bon 1,6]

Rozdział IV
Jak od spotkania z trędowatym zaczął przezwyciężać samego siebie i odczuwać słodycz w tym, co uprzednio było dla niego gorzkie.
11 Gdy pewnego dnia z żarliwości błagał Pana, usłyszał w odpowiedzi:
– Franciszku, to wszystko co kochałeś i pragnąłeś posiadać według ciała, trzeba abyś uznał za godnego wzgardy i nienawiści, jeżeli chcesz, znać moją wolę.
Gdy później zaczniesz czynić to, co wydawało ci się ongiś miłe i słodkie, będzie to dla ciebie nie do zniesienia i przykre, w tym zaś do czego odczuwałeś wstręt, znajdziesz wielką słodycz i rozkosz bez miary.Gdy więc Franciszek ucieszony tym i wzmocniony w Panu urządzał konne przejażdżki w pobliżu Asyżu spotkał jakiegoś trędowatego. Pomimo tego, że trędowaci budzili wstręt w nim, to jednak zadając sobie gwałt zsiadł z konia i dał trędowatemu wsparcie, całując go w rękę. Otrzymawszy zaś od niego pocałunek pokoju wsiadł na konia i kontynuował swoją przejażdżkę. Od tej pory zaczął coraz bardziej przezwyciężać siebie, aż dzięki łasce Bożej doszedł do doskonałego zwycięstwa nad sobą.Natomiast po kilku dniach, biorąc dużo pieniędzy, udał się do szpitala trędowatych i zebrawszy wszystkich razem, dał każdemu z nich jałmużnę, całując jego rękę. Wychodząc zaś ze szpitala, przekonał się, że naprawdę to, co było dla niego poprzednio przykre, a mianowicie widzenie i dotykanie trędowatych przemieniało się w słodycz. Tak bardzo bowiem, jak powiedział, przykry był dla niego widok trędowatych, że nie tylko nie chciał ich widzieć, ale nawet nie chciał się zbliżyć do ich mieszkań. Jeśli zaś czasem wypadało mu mijać ich domy, lub tylko je spostrzec, chociaż litość pobudzała go do udzielenia im jałmużny za pośrednictwem kogoś innego, zawsze jednak odwracał twarz, zatykając sobie nos rękoma. Teraz jednak wzmocniony łaską Bożą do tego stopnia spoufalił się z trędowatymi i stał się ich przyjacielem, że jak świadczy w swoim Testamencie (T 1-3), pozostał wśród nich i pokornie im służył.
[2Cel 9 – 1Cel 17; 1Bon 2,6; 1,5-6]
12 Przemieniony zaś na dobre, po odwiedzeniu trędowatych, wziął ze sobą na miejsce samotne jednego ze swoich dobrych przyjaciół, którego bardzo kochał, twierdząc, że znalazł wielki i cenny skarb. Człowiek ów cieszy się bardzo i chętnie chodzi z nim, ile razy go woła. Franciszek prowadził go często do pewnej groty w pobliżu Asyżu. Wchodził tam sam, zostawiając na zewnątrz swego towarzysza, spragnionego posiąść zapowiedziany skarb. Otrzymawszy od Ducha nowy i szczególny wylew łaski, błaga Ojca w skrytości – pragnąc, by nikt nie wiedział oprócz samego boga, co robił w tej grocie, – by mu ustawicznie pomagał w zdobywaniu skarbu niebieskiego. Wróg rodzaju ludzkiego widząc to usiłuje odwieść od dobrego dzieła, zasiewając w jego duszy bojaźń i przerażenie. Była bowiem w Asyżu pewna bardzo garbata kobieta. Ukazujący się zły duch często przypominał ją mężowi i groził, że przeniesie na niego wspomniane kalectwo, jeśli nie wycofa się z urzeczywistnienia tego zamiaru. Jednak najdzielniejszy rycerz Chrystusa, lekceważąc pogróżki szatana, błagał pobożnie w grocie, aby Bóg raczył prowadzić go po swojej drodze. Żył jednak w strasznych cierpieniach i wielkiej udręce duszy, nie mogąc wycofać się z wprowadzenia w czyn tego, na co się zdecydował w sercu. Nacierały nań kolejno najróżniejsze myśli, a ich natarczywość wstrząsała nim coraz okrutniej. Wewnątrz bowiem płonął ogniem Bożym, nie mogąc ukryć okazania na zewnątrz żarliwości ducha. Żałował, iż niegdyś grzeszył tak ciężko, ale dawne czy obecne błędy straciły dla niego wszelką radość; nie miał jednak pewności, czy będzie wierny na przyszłość. Z tego też powodu, kiedy wychodził z groty, by wrócić do swego towarzysza, tak był zmęczony, że wydawało się, iż przemieniał się w innego człowieka.
[1Cel 6; 2Cel 9; 1Bon 1,4]

Rozdział V
Pierwsze słowa, które skierował do niego Ukrzyżowany i jak, począwszy od tej chwili, nosił aż do śmierci w swym sercu mękę Chrystusa
13. Pewnego dnia, gdy żarliwiej błagał Miłosierdzie Boże, Pan objawił mu, że wkrótce zostanie pouczony o tym, co ma robić. Od tego momentu został napełniony tak wielką rozkoszą, że nie posiadał się z radości i czasem mimo woli coś niecoś z tych tajemnic dochodziło do ludzkich uszu. On sam wyrażał się ostrożnie i tajemniczo, mówiąc, że nie chce jechać do Apulii, lecz w rodzinnych stronach zamierza dokonać wielkich i wspaniałych rzeczy. Jego towarzysze zauważyli, że tak się zmienił, iż chociaż czasem był obecny ciałem w ich towarzystwie, to jednak myślami był bardzo daleko.
Jakby drwiąc znowu pytają go:
– Franciszku, czy czasem nie zamierzasz się ożenić?
Odpowiedział im zagadkowo jak to wyżej było wspomniane.
Kilka dni później, kiedy przechodził koło kościoła św. Damiana, zostało mu powiedziane w duchu, by wszedł tam na modlitwę. Wszedł więc do kościoła i zaczął żarliwie modlić się przed wizerunkiem Ukrzyżowanego, który przemówił do niego łagodnie i słodko mówiąc:
– Franciszku, czyż nie widzisz, że ten dom mój chyli się ku upadkowi? Idź więc i napraw mi go!
Drżący i zdumiony powiedział:
– Panie! Chętnie to uczynię.
Myślał, że chodziło o ten kościół, który z powodu starości był zagrożony ruiną. Jednak te słowa napełniły go taką radością i światłem, iż odczuł w swojej duszy, że to naprawdę ukrzyżowany Chrystus przemówił do niego. Wychodząc z kościoła spotkał siedzącego obok księdza i zanurzywszy rękę w sakwie, ofiarował mu pewną sumę pieniędzy mówiąc:
– Proszę cię, panie, abyś kupił oliwy i postarał się, by lampa przed tym Krucyfiksem mogła bez przerwy płonąć, a kiedy wydasz na to te pieniądze, dam ci na nowo tyle, ile będzie jeszcze potrzeba.
[1Cel 7; 2Cel 6; 1Bon 1,3 – 2Cel 10; 1Bon 2,1; 3Cel 2 – 2Cel 11]
14. Począwszy od owej godziny jego serce zostało tak zranione i uwrażliwione na wspomnienie Męki Pańskiej, że przez całe dalsze życie nosił w swym sercu stygmaty Pana Jezusa, jak to się później jasno okazało przez odnowienie tychże stygmatów na jego ciele w sposób cudowny i zadziwiająco widoczny. Od tej pory bardzo umartwiał swe ciało, nie tylko wówczas, gdy cieszył się zdrowiem, lecz także w czasie choroby był zbyt surowy i swemu ciału czasem, ale właściwie to nigdy nie chciał obłażać. Dlatego też w chwili śmierci wyznał, że bardzo zgrzeszył przeciw swemu bratu ciału. Pewnego dnia chodził sam wokół kościółka Matki Bożej Anielskiej z Porcjunkuli, płacząc i lamentując głośno. Jakiś pobożny człowiek słysząc to myślał, że Franciszek cierpi z powodu choroby lub zmartwienia i ze współczuciem zapytał go dlaczego płacze. A ten odpowiedział:
– Płaczę nad Męką Pana mojego. Ze względu na Niego nie powinienem się wstydzić iść na cały świat, głośno płacząc.
Wówczas człowiek ów zaczął również wraz z nim głośno płakać. Często, gdy Franciszek wstawał po modlitwie, widziano u niego skrwawione oczy, ponieważ, wylewał wiele gorzkich łez. Nie tylko zadręczał siebie płaczem, ale także powstrzymywaniem się od jedzenia i picia ze względu na pamięć Męki Pańskiej.
[2Cel 11; 1Bon 1,5; SP 92; LP 37; 3Cel 3]
15. Również z tego powodu, kiedy przyszło mu zasiąść za stołem z ludźmi świeckimi i kiedy podawano potrawy smaczne dla ciała, tylko trochę ich zjadł, zawsze wynajdując jakąś wymówkę, by nie dać poznać, że odmawia sobie z powodu umartwiania się. Kiedy zaś jadł razem z braćmi, często posypywał pokarm popiołem, mówiąc towarzyszom, by ukryć swe umartwienie, że brat popiół jest czysty. Któregoś razu, gdy siedział przy posiłku, pewien brat powiedział mu, że Błogosławiona Dziewica w porze spożywania posiłku tak była uboga, że swojemu Synowi nie miała co dać do jedzenia. Usłyszawszy to mąż Boży, zapłakał boleśnie i odszedł od stołu, zjadł chleb na gołej ziemi. Często natomiast, gdy siedział przy posiłku, krótko po rozpoczęciu jedzenia, nie jedząc, ani nie pijąc, trwał zatopiony w rozważaniu rzeczywistości nadprzyrodzonej. Wzdychał bardzo z głębi serca i nie chciał, aby wówczas ktoś przeszkadzał mu jakimiś rozmowami. Mówił także braciom, aby zawsze, gdy usłyszą go tak wzdychającego, wielbili Boga i gorliwie modlili się za niego. To, co powiedzieliśmy o jego płaczu i poście, zrobiliśmy to mimochodem, aby ukazać, że po wspomnianej wizji i odezwaniu się Ukrzyżowanego, upodabniał się do cierpiącego Chrystusa aż do śmierci.
[1Cel 51; 2Cel 200; 1Bon 7,1; 5,1]

Rozdział VI
Jak najpierw uniknął prześladowania ze strony ojca i krewnych, przebywając u księdza przy kościele św. Damiana, w którym na okno rzucił pieniądze.
16 Uradowany widzeniem i słowami Ukrzyżowanego, wstał uzbrajając się znakiem Krzyża. Wsiadłszy na konia i wioząc na nim różnobarwne materiały, przybył do miasteczka Foligno. Tam sprzedawszy wszystko, a nawet konia, na którym przyjechał, powróciwszy natychmiast do kościoła św. Damiana. A znalazłszy tu ubogiego kapłana z wielką wiarą i pobożnością ucałował jego rękę, ofiarował mu pieniądze, które przywiózł i opowiedział mu szczegółowo swoje postanowienie. Kapłan zdumiony i zdziwiony nagłą przemianą nie chciał w to wierzyć. Myśląc, że kpi sobie z niego, nie chciał zatrzymać u siebie pieniędzy. On uporczywie obstając przy swoim, starał się swymi słowami wzbudzić zaufanie i jeszcze bardziej prosił księdza, żeby pozwolił mu pozostać ze sobą. Ksiądz zgodził się przyjąć go, ale bojąc się rodziców Franciszka, nie przyjął pieniędzy. Wówczas naprawdę gardzący pieniędzmi rzucił je na jakieś okno i zlekceważył, jak proch ziemi. Podczas gdy przebywał na wspomnianym miejscu[v], jego ojciec szukał go pilnie, pytając, co się stało z jego synem. Gdy dowiedział się, że Franciszek tak obecnie przemieniony znajduje się we wspomnianym miejscu, serce jego napełnił wewnętrzny ból, a wzburzony tym nieoczekiwanym wydarzeniem, zebrał swych przyjaciół i sąsiadów i razem z nimi pobiegł bardzo szybko do niego. Franciszek zaś, ponieważ był już nowym rycerzem Chrystusa, skoro usłyszał o groźbach prześladowców i dowiedział się o ich przybyciu, dał upust gniewowi ojca, uciekając do ukrytej groty, którą w tym celu przygotował dla siebie i tam ukrywał się przez cały miesiąc. Grota ta była znana tylko jednemu członkowi rodziny. W niej od czasu do czasu spożywał po kryjomu przyniesiony pokarm, modląc się ustawicznie zalany obficie łzami, by Pan uwolnił go od szkodliwego prześladowania i by dzięki swej łaskawej życzliwości udzielił mu łaski potrzebnej do zrealizowania jego pobożnych życzeń.
[1Cel 8 1Bon 2,1; AP 7 – 1Cel 9-10; 1Bon 2,2]
17 Gdy więc tak w postach i łzach błagał Pana żarliwie i wytrwale nie ufając swej mocy i umiejętności, zdecydowanie położył swą nadzieję właśnie w Panu, który go pozostającego w ciemnościach zalewał jakąś niewypowiedzianą radością i oświecał cudowną światłością. Nic więc dziwnego, że cały rozpromieniony opuścił grotę i uradowany udał się pośpiesznie do Asyżu. Uzbrojony ufnością Chrystusa i zapalony żarem Bożym, wyrzucając sobie dawny brak odwagi i próżny strach, wydał się w ręce prześladowców i jawnie wystawił na ich ciosy. Gdy zobaczyli go ci, którzy wcześniej go znali, ubliżali mu podle, krzyczeli, że jest chory i wariat. Rzucali również na niego błotem i kamieniami. Widząc go tak odmiennie zachowującego się, przypisywali wszystko, co robił, wyczerpaniu lub wręcz postradaniu zmysłów. Jednak rycerz Chrystusowy przechodząc, jak głuchy wśród tych krzyków, niezłomny ani nie poruszony żadną z tych krzywd, wyrażał Bogu wdzięczność. Gdy ten hałas rozlegający się na placach i ulicach miasta, dotarł do uszu ojca, on dowiedziawszy się o traktowaniu, jakie spotkało Franciszka od części współobywateli, wstał natychmiast, by go pochwycić, nie w celu uwolnienia, lecz raczej gnębienia do reszty. Bez żadnego panowania nad sobą, jak wilk do owcy. Patrząc nań dzikim wzrokiem, z twarzą wykrzywioną gniewem, podniósł na niego swą bezbożną rękę. Wlokąc go zaś do domu i przez wiele dni przetrzymując w ciemnym lochu, usiłował słowami i biciem nakłonić z powrotem jego duszę ku marnościom tego świata.
[1Cel 11-12; 1Bon 2,2]
18 Franciszek nie poruszony ani słowami, ani nie złamany biciem, ni więzieniem, znosząc wszystko cierpliwie, stał się jeszcze chętniejszy i bardziej zdecydowany w dążeniu do świętego zamiaru. Skoro zaś pewna paląca konieczność zmusiła ojca do wyjazdu z domu, z Franciszkiem została tylko jego matka , która nie pochwalając postępowania swojego męża, zwraca się do syna z serdecznymi prośbami. Ale i ona nie mogła odwieść go od świętego postanowienia. Jej matczyne serce odczuwało jednak litość. Zerwała wiec łańcuchy u pozwoliła wyjść uwięzionemu na wolność. On dziękując Bogu Wszechmogącemu, powraca na miejsce, gdzie przebywał uprzednio. Od tej chwili, będąc swobodniejszy, jako człowiek wypróbowany szatańskimi atakami i pouczony doświadczeniem pokus, odzyskawszy pogodę ducha i większą odporność dzięki krzywdom, postępował w doskonałości coraz wspaniałomyślniej i swobodniej. W międzyczasie powraca ojciec, a nie znalazłszy syna, dodając grzechy do grzechów, zadręcza żonę.
[1Cel 13; 1Bon 2,3]
19 Przybiegł następnie do ratusza i żaląc się wobec radnych na syna, domagał się, aby pieniądze, które Franciszek zabrał z domu, zostały mu zwrócone przez posłańca. Ci widząc go tak wzburzonego, wzywają i przynaglają św. Franciszka, by stawił się przed nimi. Franciszek odpowiedział mu, że łaska Boża uczyniła z niego człowieka wolnego i nie podlegającego więcej radzie miasta, ponieważ jest wyłącznie sługą samego Boga Najwyższego. Wówczas radni, nie chcąc zadawać mu gwałtu powiedzieli ojcu:
– Od kiedy przystąpił do służby Bożej, nie podlega już naszej władzy.
Ojciec widząc więc, że u radnych nic nie skorzysta, przedłożył tę samą skargę biskupowi miasta. Biskup, człowiek roztropny i mądry, drogą prawną wezwał Franciszka, by przyszedł wytłumaczyć się z zarzutów stawianych przez ojca. Franciszek odparł posłańcowi:
– Przyjdę do biskupa, ponieważ jest ojcem i panem dusz.
Przyszedł więc do biskupa, a ten przyjął go z wielką radością. Biskup powiedział mu:
– Twój ojciec bardzo rozgniewał się na ciebie i jest bardzo zgorszony. Dlatego jeśli chcesz służyć Bogu zwróć ojcu pieniądze, które masz, bo jeśli przypadkiem zostały nieuczciwie zdobyte, Bóg nie chce, byś je poświęcał na potrzeby Kościoła. Zwróć je ze względu na grzechy twego ojca, któremu minie gniew, gdy otrzyma je z powrotem. Miej ufność w Panu synu i postępuj mężnie. Nie obawiaj się, bo On będzie twym wspomożycielem i udzieli ci obficie wszystkiego, co będzie konieczne do budowy Jego Kościoła.
[1Cel 15; 1Bon 2,3; AP 8]
20 Wstał więc mąż Boży uradowany i umocniony słowami biskupa, a przynosząc do niego pieniądze, powiedział mu: – Panie, nie tylko pieniądze, które są jego, chcę mu oddać z wewnętrzną radością, ale także i szaty. Wszedłszy do pokoju biskupa, rozebrał się zupełnie ze swych szat, położywszy na nich pieniądze w obecności biskupa, ojca i kilku tam obecnych, obnażony wyszedł na zewnątrz i powiedział:
– Słuchajcie mnie wszyscy i rozumiejcie. Aż dotąd nazywałem Piotra Bernardone moim ojcem. Ponieważ jednak zdecydowałem się służyć Bogu, oddaję mu pieniądze, z powodu których był ozgniewany, a także wszystkie szaty, które otrzymałem od niego. Chcę odtąd mówić: ?Ojcze nasz, który jesteś w niebie?, a nie ?Ojcze, Piotrze Bernardone?.
Wówczas można było przekonać się, że mąż Boży nosił na swoim ciele włosienicę, którą ukrywały kolorowe szaty. Złamany bólem i rozpalony gniewem ojciec wstał więc, pozbierał pieniądze i wszystkie szaty. Gdy niósł je do domu, świadkowie tej sceny oburzyli się na niego, że nic, nawet z odzienia nie zostawił synowi. Przejęci szczerą litością wobec Franciszka zaczęli bardzo płakać. Biskup zaś uważnie obserwując Bożego męża, a także podziwiając bardzo jego żar i stałość, objął go swymi rękami, okrywając swym płaszczem. Rozumiał bowiem jasno, że Franciszek działał pod wpływem Bożego natchnienia i poznał, że to wszystko, co zobaczył zawiera w sobie niemałą tajemnicę. Tak więc od tej pory stał się jego pomocnikiem zachęcając go i sprzyjając mu, a także dając mu odpowiednie wskazówki i otaczając gorącą miłością.
[1Cel 15; 2Cel 12; 1Bon 2,4]

Rozdział VII
Ciężka praca i udręczenie św. Franciszka przy odbudowie kościoła św. Damiana i sposób, w jaki zaczął odnosić zwycięstwo nad samym sobą zbierając jałmużnę.
21 Sługa Boży, Franciszek, wyzbywszy się wszystkich rzeczy tego świata, poświęca się odtąd dziełom sprawiedliwości bożej. Swoją przeszłość ma już tylko w pogardzie i na wszelki możliwy sposób oddaje się służbie Bożej. Po powrocie do kościoła św. Damiana, przepełniony radością i zapałem, zrobił sobie jakby pustelniczy habit i umacniał kapłana tego kościoła tymi samymi słowami, które skierował do niego biskup, dodając mu odwagi. Następnie wstał, poszedł do miasta, chodził po ulicach i placach wyśpiewując pochwały na cześć Pana. Wyglądał jakby upojony Duchem. Skończywszy pienia na cześć Pana, rozpoczął starania o kamień potrzebny na remont kościoła. Wołał: – Kto da mi jeden kamień, otrzyma nagrodę, kto zaś da mi dwa, będzie miał podwójną nagrodę; da mi trzy, trzykrotnie będzie nagrodzony!
W uniesieniu ducha zwracał się nadal z wieloma prostymi słowami, ponieważ niewykształcony i prosty, wybrany przez Boga nie uciekał się do uczonych słów mądrości ludzkiej, lecz we wszystkim postępował z prostotą. Wielu kpiło sobie z niego biorąc go za szaleńca. Inni zaś, przejęci litością, wzruszali się aż do łez widząc, że on, tak wykwintny w próżnych manierach tego świata doszedł tak szybko do tak wielkiego upojenia miłością Bożą. On jednak nic nie robiąc sobie z kpin, z żarliwością ducha dziękował Bogu. Wszystko, co zniósł w tym przedsięwzięciu byłoby zbyt trudne i długie do opowiadania. On bowiem żyjący ongiś w dobrobycie rodzinnego domu, nosił teraz kamienie na swych własnych barkach i umartwiał się na wiele sposobów w służbie Bożej.
[1Cel 18; 2Cel 11.13; 1Bon 2,7]
22 Wspomniany zaś ksiądz widząc jego pracę i to, że tak gorliwie i ponad własne siły oddał się służbie Bożej, mimo swego ubóstwa zatroszczył się, by przygotowywać mu coś specjalnego do jedzenia. Wiedział bowiem, że na świecie Franciszek znany był z wygodnego życia. Istotnie, jak sam mąż Boży później wyznał, często pożywienie miał wykwintne i dobrane i nie tknąłby się nawet potraw, których nie lubił. Nadszedł dzień, w którym spostrzegł troskę kapłana względem siebie. Powiedział więc sobie:
– Czy znajdziesz gdziekolwiek takiego kapłana, który okazywałby ci tyle dobroci? To nie tam z pewnością znajduje się życie ubogie, które chciałeś wybrać. Idź więc, jak prawdziwie ubogi od drzwi do drzwi, weź miskę, a gdy będziesz głodny, włożysz do niej wszystkie potrawy, które tylko otrzymasz. Oto, jak powinieneś żyć dobrowolnie z miłości ku Temu, który narodził się ubogi, najbiedniejszy na świecie, pozostał odarty i ubogi na szubienicy oraz został pochowany w cudzym grobie.
Pewnego dnia wstał więc i wziął miskę. Wszedł do miasta i prosił o jałmużnę, idąc od drzwi do drzwi. Mieszał następnie w misce resztki najróżniejszych pokarmów. Wtedy wiele osób, przypominając sobie, że niegdyś żył w dobrobycie, dziwiło się, widząc go teraz tak cudownie zmienionego i do tego stopnia gardzącego sobą. Jednakowoż, gdy po raz pierwszy chciał spróbować tej mieszaniny, dostał mdłości: nigdy bowiem nie tknął tak marnych potraw; nigdy nie zmusiłby się, by nawet na nie spojrzeć, przezwyciężając siebie, zaczął jeść i wydawało mu się, że nigdy nie jadł podobnych przysmaków. Wtedy serce jego rozradowało się w Panu, że ciało jego chociaż słabe i udręczone, otrzymało siłę, by znieść radośnie dla Pana to, co twarde i gorzkie. Ponadto dzięki czynił Bogu, że zmienił mu gorycz w słodycz i w ten sposób wielokrotnie podtrzymywał go. Powiedział więc owemu kapłanowi, aby na przyszłość nie przygotowywał mu jakichkolwiek pokarmów.
[2Cel 14]
23 Ojciec jego natomiast, widząc go w tak nędznym stanie cierpiał wielce. Ponieważ bardzo kochał Franciszka, wstydził się go i tak bardzo bolał na widok jego ciała, jakby obumarłego z powodu udręczenia i zimna, że przeklinał go, ilekroć spotkał. Mąż Boży, mając na uwadze ciężar ojcowskich przekleństw, wybrał sobie na ojca człowieka bardzo ubogiego i nędznego, któremu powiedział:
– Chodź ze mną, a będę ci oddawał część jałmużny, którą otrzymam. Gdy zobaczysz mego ojca złorzeczącego, powiem ci: ojcze, błogosław mnie; wówczas ty uczynisz nade mną znak Krzyża i zamiast ojca, pobłogosławisz mnie.
Gdy biedak w ten sposób go błogosławił, mąż Boży mówił swemu ojcu:
– Nie wierzysz, że Bóg może mi dać ojca, który swymi błogosławieństwami przeciwstawi się twoim przekleństwom?
Wówczas wielu z tych, którzy drwili z niego, widząc cierpliwość, z jaką znosił wszystkie kpiny, było pełnych zdumienia i podziwu dla niego. Dlatego też pewnego zimowego ranka, gdy trwał na modlitwie, odziany w nędzne łachmany, jego rodzony brak przechodząc w pobliżu, rzucił ironiczną uwagę jednemu ze znajomych:
– Powiedz Franciszkowi, by sprzedał ci swego potu przynajmniej za grosz.
Mąż Boży usłyszał te słowa. Napełniony niebiańską radością odparł w porywie ducha po francusku:
– Ja drogo sprzedam ten pot mojemu Panu.
24 Kiedy pracował pilnie przy odbudowie wspomnianego kościoła, chodził po mieście prosząc o oliwę, ponieważ chciał, by lampy w kościele świeciły się ustawicznie. Pewnego dnia poszedł do domu, gdzie zastał ludzi zebranych na zabawę. Zawstydził się prosić o wsparcie w ich obecności i wycofał się. Zastanowiwszy się jednak, uznał to za grzech. Przybiegł na miejsce odbywającej się zabawy i wyznał wobec wszystkich, że ze względu na nich wstydził się prosić o jałmużnę. W zapale ducha wszedł do domu i po francusku prosił, by z miłości do Boga dali mu oliwy potrzebnej do lamp w kościele. Kilku robotników pracowało wraz z nim przy naprawie kościoła. On w radości ducha głośno wzywał sąsiadów i przechodzących, zwracając się do nich po francusku:
– Chodźcie, pomóżcie mi przy kościele św. Damiana! On stanie się klasztorem Pań, których sława i życie okryją chwałą Kościół powszechny naszego niebieskiego Ojca.
Oto w jaki sposób napełniony duchem proroczym rzeczywiście przepowiedział przyszłe wydarzenia. W tym bowiem świętym miejscu zakon sławnych i podziwianych zakonnic zwanych Ubogimi Paniami został szczęśliwie założony przez błogosławionego Franciszka około sześć lat po jego nawróceniu. Ich budująca Reguła i chwalebne ustawy zostały następnie zatwierdzone władzą Stolicy Apostolskiej przez papieża Grzegorza IX, ongiś biskupa Ostii[i].

Rozdział VIII
Jak Franciszek po usłyszeniu i zrozumieniu ewangelicznych zasad Chrystusa, natychmiast zmienił swoje zewnętrzne odzienie, by zewnętrznie i wewnętrznie przywdziać nowy habit doskonałości.
25 Tak więc błogosławiony Franciszek po ukończeniu pracy przy kościele św. Damiana, nosił jeszcze habit pustelnika, chodził z laską w ręku, butach i przepasywał się skórzanym pasem. Pewnego dnia, podczas Mszy św. usłyszał to, co Chrystus mówi uczniom wysłanym na głoszenie Ewangelii, by nie brali na drogę ani złota, ani srebra, ani torby, ani chleba, ani laski; aby nie mieli sandałów na nogach i nie posiadali dwóch tunik. Lepiej zrozumiał te słowa, gdy poszedł do kapłana po wyjaśnienie. Napełniony został wówczas niewysłowioną radością i krzyknął:
– To właśnie jest to, co chcę ze wszystkich sił wypełniać!
Powierzył swej pamięci wszystkie usłyszane rady i ucieszony usiłował wprowadzić w życie. nie zwlekając, pozbył się tego, co miał podwójne, a począwszy od tej chwili, nie posługiwał się ani laską, ani workiem, ani torbą i nie nosił obuwia. Sprawił sobie ubogą suknię z szorstkiego sukna, a zamiast pasa wziął sobie powróz. Całą troskę serca włożył w to, aby rozpoznać natchnienia tej nowej łaski i pytał się, jak mógłby wprowadzić je w czyn. Pod wpływem działania Bożego stał się zwiastunem ewangelicznej doskonałości i zaczął po prostu publicznie głosić pokutę. jego słowa nie były ani puste, ani śmieszne, lecz pełne mocy Ducha Świętego wnikały w głąb serca tak, że wprawiały słuchaczy w głęboki podziw.
[1Cel 21.22; 1Bon 3,1 – 1Cel 23; 1Bon 3,2]
26 Jak sam później wyznał[ii], objawienie Boże nauczyło go następującego pozdrowienia: ?Niech Pan obdarzy cię pokojem!? Dlatego też we wszystkich swoich kazaniach, na początku ich wygłaszania pozdrawiał ludzi zwiastując pokój. Fakt dziwny i nie przyjęcia bez cudu, że w przekazywaniu tego pozdrowienia, Franciszek miał przed swym nawróceniem pewnego poprzednika, który przebiegał często ulice Asyżu, powtarzając tę formułę: ?Pokój i Dobro! Pokój i Dobro!? Należy w to samo wierzyć, że jak Jan Chrzciciel, który zapowiadał Chrystusa, znikł, gdy Jezus zaczął nauczać, tak i ten jakby drugi Jan, poprzedził błogosławionego Franciszka w apostolstwie pokoju i znikł, gdy przybył Święty. Szybko więc mąż Boży, Franciszek, przejęty duchem proroków, idąc śladami wspomnianego swego poprzednika, oznajmiając pokój i głosił językiem proroków kazania o zbawieniu. jego zbawcze napomnienia jednoczyły w prawdziwym pokoju wielu odłączonych od Chrystusa i dalekich od zbawienia.
[1Cel 23; 1Bon 3,2; LP 67; SP 26]
27 Tak więc błogosławiony Franciszek coraz bardziej stawał się znany dzięki prawdzie i prostocie swej nauki i życia tak dobrze, że w dwa lata po nawróceniu, kilku ludzi pociągniętych jego przykładem, zdecydowało się czynić pokutę i wyrzekając się wszelkich rzeczy tego świata, przyszli, aby dołączyć się do niego przez ubiór i styl życia. Pierwszym z nich był śp. brat Bernard. Zauważył on stanowczość i żarliwość błogosławionego Franciszka w służbie Bożej. Wiedział, za jaką cenę dźwigał on kościół z ruin. Zdumiewał się surowością jego życia, pamiętając o zbytku, z jakiego Franciszek znany był na świecie. Wówczas postanowił w swym sercu rozdać między ubogich [dobrych] wszystkie dobra, które posiadał i mocno związać się z nim rodzajem jego życia i ubiorem. W wielkiej tajemnicy przybył pewnego dnia do męża Bożego, odkrył mu swój zamiar i ustalił z nim, że tego wieczoru Franciszek przyjdzie do niego. natomiast błogosławiony Franciszek dzięki czynił Bogu, bo nie miał jeszcze towarzysza. ucieszył się bardzo, zwłaszcza dlatego, że postępowanie Bernarda było budujące. 28. Gdy więc nadszedł wieczór, Franciszek poszedł spotkać się z nim w jego domu, z sercem rozpieranym radością. Razem spędzili cała noc[iii]. Między innymi pan Bernard zapytał go:- Jeśli ktoś, kto otrzymał od swego pana jakieś dobra, wielkie lub małe, które przez wiele lat posiadał i nie chciałby ich mieć dłużej, co byłoby lepiej z nimi zrobić?Błogosławiony Franciszek odpowiedział, że powinien je zwrócić temu panu, od którego otrzymał. Pan bernard odparł:
– Bracie, chcę więc wszystkie moje dobra doczesne rozdać z miłości do Pana mojego, który mi ich udzielił tak, jak tobie się będzie wydawało najwłaściwiej.
Wówczas święty powiedział:
– Jutro wczesnym rankiem pójdziemy do kościoła, a księga Ewangelii ukaże nam, czego Chrystus nauczył swych uczniów.
O świcie wstali i wziąwszy jeszcze jednego człowieka imieniem Piotr, który również chciał zostać bratem, przyszli do kościoła św. Mikołaja, w pobliżu rynku Asyżu. Weszli tam, by się modlić. Ponieważ byli prości, prosili pobożnie Pana, aby ukazał im swoją wolę na pierwszej stronie, na którą natrafią, otworzywszy księgę. 29. Po skończonej modlitwie, błogosławiony Franciszek wziął zamkniętą księgę, później klęcząc przed ołtarzem, otworzył ją na chybił trafił; pierwszy fragment, na którym spoczął jego wzrok, zawierał taką radę Pana; ?Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj wszystko, co masz, rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie? (Mt 19,21) Po tym odkryciu, błogosławiony Franciszek ucieszył się bardzo i złożył dzięki Bogu. A ponieważ szczerze czcił Trójcę Świętą, chciał oprzeć się na potrójnym świadectwie. Otworzył więc księgę po raz drugi i trzeci. Za drugim razem znalazł zdanie: ?Nie bierzcie ze sobą nic w drogę? (Łk 9,3); a za trzecim ?Kto chce iść za mną, musi się zaprzeć samego siebie? (Mt 16,24; Łk 9,23). Kiedy błogosławiony Franciszek otwierał księgę, dziękując Bogu za każdym razem, że potwierdził jego postanowienie i pragnienie, nad którym już od dawna rozmyślał i za to, że to potwierdzenie zostało mu w ten sposób cudownie udzielone trzy razy. W końcu zwrócił się do swych towarzyszy Bernarda i Piotra:
– Oto, bracia, życie i zasady, które będziemy mieli, my i ci wszyscy, którzy zechcą się do nas przyłączyć. Idźcie więc i uczyńcie tak, jak słyszeliście. Wówczas pan Bernard odszedł. Był on bardzo bogaty. Sprzedał wszystkie dobra, które posiadał, otrzymując dużo pieniędzy. Rozdał je wszystkie ubogim miasta. Piotr również według swoich możliwości wypełnił wskazania Boże. Po pozbyciu się wszystkich dóbr, obaj przywdziali habit, który niedawno ubrał sam Święty, rezygnując z ubioru pustelniczego. Począwszy od tej godziny żyli razem według zasad Świętej Ewangelii, które im Pan ukazał. dlatego błogosławiony Franciszek mógł napisać w swym testamencie: ?Sam Pan objawił mi, że powinienem żyć według nauki świętej Ewangelii? (T 14).
[1Cel 24; 2Cel 15; 1Bon 3,2; AP 10-11; K 2]

 

Towarzysze 9do12

[2Cel 109; 1Bon 3,5; AP 12-13; K 2]
31 Jednak kilka dni później ów kapłan, poruszony Bożym natchnieniem, zaczął zastanawiać się nad tym, co zrobił błogosławiony Franciszek. Mówił sobie:
– Czyż nie jestem nędznym człowiekiem, skoro będąc starcem pragnę i pożądam dóbr doczesnych? A ten młody człowiek gardzi nimi i wyrzeka się ich dla miłości Boga.
Następnej nocy widział we śnie ogromny krzyż, którego szczyt dotykał niebios, a podstawą spoczywał na ustach Franciszka; jego ramiona rozciągały się od jednego krańca świata do drugiego. Obudził się, poznał i mocno uwierzył, że Franciszek jest prawdziwym przyjacielem i sługą Chrystusa, a zakon, który powstawał rozprzestrzeni się szybko po całym świecie. Wówczas przejęty bojaźnią Pańską zaczął czynić pokutę w swoim domu. Nieco później zaś zdecydował się wstąpić do nowego zakonu; prowadził tu bardzo budujące życie, a jego śmierć była chwalebna[iv].
[2Cel 109; 1Bon 3,5; 3Cel 3; AP 13; K 2]
32 Franciszek mąż Boży, żył więc, jak powiedzieliśmy, w towarzystwie dwóch braci. Ponieważ nie mieli miejsca, gdzie mogliby stale mieszkać, zbierali się często w małym, biednym i opuszczonym kościółku zwanym matką Bożą z Porcjunkuli. Tam zbudowali sobie małą chatkę, w której czasami zatrzymywali się. Kilka dni później odnalazł ich pewien człowiek z Asyżu imieniem Idzi. Przyszedł do nich i z wielkim szacunkiem i pobożnością uklęknąwszy prosił męża Bożego o przyjęcie do swego grona. Franciszka uderzyła jego wiara i pobożność. Widząc zaś, że człowiek ów może otrzymać wielkie łaski od Boga, co przyszłość rzeczywiście wykazała, przyjął go chętnie. Zebrani w ten sposób czterej bracia napełnieni wielką radością i szczęściem w Duchu Świętym, aby robić większe postępy w doskonałości, rozdzielili się następująco:
[1Cel 44; 2Cel 18; 1Bon 2,8; AP 14; SP 55 – 1Cel 25; 1Bon 3,4; AP 14]
33 Błogosławiony Franciszek biorąc ze sobą brata Idziego ruszył w drogę ku Marchii Ankońskiej. Dwaj pozostali poszli w przeciwnym kierunku. Idąc ku Marchii, pielgrzymi bardzo radowali się w Panu. Mąż Boży głośno i pięknie wyśpiewywał po francusku pochwały dla Pana, czcił i wysławiał dobroć najwyższego. byli zaś przepełnieni tak wielką radością, jakby znaleźli wielki skarb na ewangelicznej roli Pani Ubóstwo, dla miłości której wspaniałomyślnie i chętnie wyzbywali się wszelkich dóbr ziemskich, uchodzących w ich oczach za błoto. Święty powiedział do brata Idziego:
– Nasza rodzina zakonna podobna będzie do rybaka, który zarzuca swoje sieci zagarniając mnóstwo ryb; małe zostawia w wodzie, a do kosza zbiera duże.
W tych słowach przepowiadał rozwój zakonu. Chociaż mąż Boży nie zwracał się jeszcze do ludu z formalnymi kazaniami, to jednak, gdy przechodził przez miasteczka i zamki, zachęcał wszystkich, by kochali i bali się Boga, a także, by pokutowali za grzechy. Brat Idzi zaś napominał słuchaczy, by mu wierzyli, ponieważ daje im najlepsze rady.
[1Cel 29; 1Bon 3,7; AP 15 – 1Cel 28]
34 Słuchacze pytali się nawzajem:
– Kim są ci ludzie i co znaczą te słowa, które mówią? W tych bowiem czasach miłość i bojaźń Boża wygasły prawie zupełnie i w ogóle nie znano drogi pokuty, co więcej, uważano ją nawet za głupotę.
Rozkosze cielesne, żądz bogactw i pycha żywota panowały do tego stopnia, że cały świat wydawał się być ofiarą tych trzech plag. Miano więc różne zdania o tych mężach ewangelicznych. Jedni mówili, że są to szaleńcy lub ludzie pijani. Drudzy zaś utrzymywali, że takie słowa nie wypływały z głupoty. Jeden ze słuchaczy stwierdził:
– Albo ze względu na najwyższą doskonałość przylgnęli do Pana, albo rzeczywiście są szaleńcami, ponieważ życie ich wydaje się być desperackie, skoro używają tylko odrobiny pożywienia, chodzą boso i noszą bardzo nędzne odzienie.
Tymczasem jednak, chociaż niektórzy odczuwali lęk, widząc [surowy i radosny[v]] styl ich świętego postępowania, to jednak nie naśladowali ich. Natomiast kobiety i młode dziewczęta, spostrzegając ich z daleka uciekały w obawie, by nie ulec szaleństwu i obłąkaniu. Po przejściu owej okolicy wrócili na wspomniane miejsce Matki Bożej.
[1Cel 30; 1Bon 3,7; AP 16]
35 Minęło kilka dni. Przyszło do nich trzech innych ludzi z Asyżu: Sabbatino, Morico i Giovanni della Capella, którzy prosili błogosławionego Franciszka, aby przyjął ich na braci. On uczynił to pokornie i życzliwie. Gdy szli przez miasto, prosząc o jałmużnę, rzadko kto udzielał im wsparcia. Zazwyczaj obrzucano ich obelgami, mówiono im, że po to opuścili swe dobra, by pożerać innych ludzi. Z tego powodu cierpieli wielki niedostatek. Prześladowali ich również rodzice i krewni. Kilka osób z miasta kpiło sobie z nich jak z szaleńców lub ludzi naiwnych, bo w owych czasach nikt nie wyrzekał się majętności, by prosić o wsparcie idąc od drzwi do drzwi[vi]. Natomiast biskup Asyżu, ten, do którego mąż Boży często udawał się po radę, przyjmując go życzliwie, powiedział mu:
– Wasze życie wydaje mi się zbyt ciężkie i surowe, nic bowiem nie posiadacie na tym świecie.
Święty odpowiedział mu:
– Panie! Gdybyśmy mieli jakieś posiadłości, potrzebna byłaby nam broń by jej strzec. A przecież stąd wypływają spory i procesy, bo bogactwo zwykło stwarzać tyle przeszkód w miłości Boga i bliźniego. Dlatego nie chcemy posiadać na tym świecie żadnego dobra doczesnego.
Spodobała się bardzo biskupowi ta odpowiedź męża Bożego, który wzgardził wszelkim dobrem przemijającym, a szczególnie pieniędzmi do tego stopnia, że we wszystkich swych regułach zaleca szczególnie ubóstwo i stara się nakłonić wszystkich braci do unikania pieniędzy. Ułożył bowiem wiele reguł i wypróbował je przed ułożeniem tej, którą jako ostateczną zostawił braciom. W jednej z nich tak mówił o wzgardzie pieniędzmi: ?Strzeżmy się, my którzy opuściliśmy wszystko, abyśmy za taką drobnostkę nie utracili Królestwa niebieskiego. A jeśli gdzieś znajdziemy pieniądze nie poświęcajmy im więcej troski niż pyłowi, po którym depczemy stopami? (Rnb 8,6-7)[vii].
[1Cel 31; 1Bon 3,7; AP 17]

Rozdział X
Jak zachęcając ich do cierpliwości przepowiedział swym sześciu towarzyszom wszystko, co ich spotka, gdy pójdą przez świat.
36 Franciszek, pełen Ducha Świętego, zwołał kiedyś sześciu braci wyżej wymienionych do lasu, który był wokół Porcjunkuli i często służył braciom do modlitwy i przepowiedział to co wkrótce się wydarzyło. Święty Franciszek mówił:
– Bracia najmilsi, rozpoznajcie nasze powołanie. Bóg powołał nas nie tylko dla naszego zbawienia, ale dla zabawienia wielu, abyśmy szli przez świat zachęcając wszystkich bardziej przykładem niż słowami do czynienia pokuty za swe grzechy i do pamiętania o przykazaniach Bożych.
I kontynuował:
– Nie bądźcie strwożeni tym, że jest was niewielu i jesteście niewykształceni, ale po prostu i bez obaw głoście pokutę ufając Panu, który zwyciężył świat. To Jego Duch mówi przez was, by wezwać wszystkich grzeszników do nawrócenia się i do zachowania jego przykazań. Spotkacie pewnych ludzi, wiernych, cichych, życzliwych, którzy z radością przyjmą was i wasze słowa; a także wielu innych, niewiernych, pysznych, bluźnierców, którzy bluźniąc będą sprzeciwiać się wam i temu, co będziecie mówić. Zapiszcie więc dobrze w sercach swych postanowienie znoszenia wszystkiego w cierpliwości i pokorze.
Na te słowa braci ogarnął strach.
Święty dodał jednak:
– Nie bójcie się, wkrótce ujrzycie przychodzących do was wielu uczonych i szlachetnych. Oni pójdą z wami głosić kazania królom, książętom i wielu narodom. Wielu nawróci się do Pana, który pomnoży i powiększy swą rodzinę na całym świecie.
[1Cel 27; 1Bon 3,6; AP 18]
37 Gdy to powiedział i pobłogosławił ich, mężowie Boży wyruszyli zachowując wiernie jego przestrogi. Gdy zaś napotkali kościół albo krzyż pochylali się do modlitwy i pobożnie mówili:- Wielbimy Cię, Chryste, i błogosławimy Cię we wszystkich kościołach, które są na całym świecie, gdyż przez Krzyż swój święty odkupiłeś świat. Wierzyli bowiem, że znajdują dom Boży, ilekroć spotkają krzyż lub kościół. Wszyscy natomiast, którzy ich widzieli, byli bardzo zdumieni, bo ich ubiór i życie były krańcowo różne od wszystkich innych śmiertelników i wyglądali na ludzi z lasów. Tam gdzie wchodzili do miasta czy zamku, osady czy domów, zwiastowali pokój i zachęcali wszystkich, aby bali się i kochali Stwórcę nieba i ziemi oraz zachowywali jego przykazania. Niektórzy chętnie ich słuchali, inni przeciwnie, szydzili z nich. Liczni zadręczali ich pytaniami. Byli tacy, którzy pytali:
– Skąd jesteście?
Inni pytali do jakiego zakonu należą. Ponieważ byłoby męczące odpowiadanie na te wszystkie pytania, wyznawali z prostotą, że są pokutnikami przychodzącymi z Asyżu; bo też w istocie ich grupka nie miała jeszcze oficjalnej nazwy zgromadzenia zakonnego.
[1Cel 45; 1Bon 4,3; 3Cel 3; AP 19]
38 Wielu sądziło, że są oszustami lub wariatami i nie chcieli ich przyjmować w swoim domu z obawy, aby ich nie okradli, jak złodzieje. Z tego względu w wielu miejscach po zniesieniu licznych krzywd zatrzymywali się w przedsionkach kościołów lub domów.W tym właśnie czasie dwóch z nich było we Florencji prosząc o jałmużnę i nie mogli znaleźć noclegu. Przyszedłszy do jakiegoś domu, który miał portyk a w nim piec, mówili jeden do drugiego:
– Tu moglibyśmy się schronić.
Prosili panią domu, aby ich przyjęła. Gdy im odmówiła, powiedzieli pokornie, by przynajmniej przy piecu pozwoliła spocząć im tej nocy. Wyraziła na to zgodę. Jej mąż jednak wróciwszy i zobaczywszy ich w portyku zawołał żonę i powiedział:
– Dlaczego pozwoliłaś tym rozbójnikom pozostać pod naszym dachem?
Powiedziała, że nie chciała ich przyjąć do domu, lecz pozwoliła im spać na zewnątrz pod portykiem, gdzie prócz kilku kawałków drzewa nic nie można ukraść. Mąż zabronił wówczas, mimo dotkliwego zimna, dać im nakrycie, bo wziął ich istotnie za zbójców i złodziei. Chociaż aż do rana źle spali w pobliżu pieca, mając na ogrzanie jedynie miłość Bożą i na okrycie – szaty Pani Ubóstwo, to o świcie poszli do najbliższego kościoła, aby uczestniczyć w Jutrzni.
39 Rankiem owa kobieta także udała się do tego kościoła. Widząc braci pobożnie pogrążonych w modlitwie, powiedziała do siebie:
– Gdyby ci ludzie byli rozbójnikami i złodziejami, jak sądzi mój mąż, nie byliby tak pobożnie pogrążeni w modlitwie.
Zadumała się w refleksjach, kiedy pewien człowiek imieniem Gwido zaczął rozdawać jałmużnę biedakom obecnym w kościele. Zbliżył się do braci i chciał każdemu z nich, jak i innym, dać trochę pieniędzy; oni jednak podziękowali, nie chcąc nic przyjąć. Wówczas powiedział im:
– Dlaczego więc, jeśli jesteście ubodzy, nie przyjmujecie, jak inni pieniędzy.Brat Bernard odpowiedział:
– To prawda, że jesteście ubodzy, lecz dla nas ubóstwo nie jest ciężarem, jak dla innych ubogich, ponieważ dzięki łasce Boga, którego radę wypełniamy, staliśmy się dobrowolnie ubodzy.
Człowiek ów, dziwiąc się temu, zapytał ich, czy kiedykolwiek coś posiadali. Dowiedział się, że mieli wielkie majątki, ale z miłości do Boga rozdali je biednym. Tym, który tak powiedział był ów brat Bernard, którego dzisiaj słusznie uważamy z największego Ojca. On bowiem pierwszy podążył śladem męża Bożego, podejmując jego misję pokoju i pokuty sprzedał wszystko, co miał i otrzymaną sumę rozdzielił między ubogich, według rady doskonałości ewangelicznej, trwając aż do końca w najświętszym ubóstwie.Wspomniana kobieta widząc, że bracia nie chcieli przyjąć pieniędzy, podeszła do nich i powiedziała, że chętnie gości ich w swoim domu, jeśliby raczyli z tego skorzystać. Bracia pokornie odpowiedzieli:
– Niech Pan ci wynagrodzi dobrą wolę.
Gwido jednak, dowiedziawszy się, że bracia nie mogli znaleźć miejsca, wprowadził ich do swego domu i powiedział im:
– Oto gościna, którą Pan wam przygotował; mieszkajcie tutaj jak długo będzie wam się podobało.
Wówczas oni dziękując Bogu, pozostali u niego kilka dni utwierdzając go przykładem i słowem bojaźni Pańskiej do tego stopnia, że później rozdawał ubogim jeszcze więcej.
[AP 20-22]
40 Chociaż tak życzliwie byli przyjęci przez niego, to w oczach innych uchodzili za najpodlejszych do tego stopnia, że wielu ludzi zarówno niskich jak i wysokich pochodzeniem, obrzucało ich zniewagami i obelgami rozrywając czasem nawet ich nędzne szaty. Gdy słudzy Boży zostali tak obnażeni, oni, którzy według wskazówki ewangelicznej, nosili tylko jedną tunikę, nie domagali się tego, co im zabrano; kiedy zaś z litości zdecydowano się im je oddać, przyjmowali chętnie.Niektórzy obrzucali ich błotem, inni wciskali im w ręce kostki i zapraszali do gry, a inni jeszcze chwytali za kaptur z tyłu i w ten sposób przewieszonych nieśli na swych plecach. Zmuszali ich do zniesienia tych i innych udręk, bo uważali ich za tak zasługujących na wzgardę, że można ich bezkarnie męczyć według swego upodobania.Na domiar złego głód, pragnienie, zimno i wyczerpanie przysparzały im cierpień i zmartwień; zgodnie z napomnieniami błogosławionego Franciszka, wszystko znosili wytrwale i cierpliwie, nie smucąc się, nie niepokojąc, ani nie złorzecząc tym, którzy wyrządzali im zło przeciwnie, jako ludzie doskonale ewangeliczni i pewni nagrody, którą mieli otrzymać, radowali się bardzo w Panu i uważali się za szczęśliwszy za każdym razem, gdy spotkały ich takie próby i utrapienia (Jk 1,2), a także według nauki Ewangelii modlili się pilnie i żarliwie za swych prześladowców.
[1Cel 40; 1Bon 4,7; AP 23]

Rozdział XI
Przyjęcie innych braci i żarliwa miłość do siebie pierwszych braci, a także gorliwość w pracy i modlitwie oraz ich doskonałe posłuszeństwo
41 Skoro więc ludzie widzieli, że bracia radowali się w swoich udręczeniach, że poświęcali się gorliwie i pobożnie modlitwie i nie przyjmowali pieniędzy ani ich nie nosili, że panowała wśród nich najżarliwsza miłość, dzięki której dali się poznać jako prawdziwi uczniowie Pana, wielu ludzi wzruszało się i przychodziło do nich prosić o przebaczenie wszystkich wyrządzonych krzywd. Bracia wybaczali z całego serca, mówiąc:
– Niech Pan wam wybaczy – i dawali im upomnienia pożyteczne do zbawienia.
Niektórzy zaś prosili braci o przyjęcie ich do swego grona. A ponieważ każdy z owych sześciu braci otrzymał od Franciszka prawo przyjmowania do zakonu, bo mała była liczba braci, to niektórych z nich przyjęli do swej wspólnoty i wszyscy w oznaczonym terminie wrócili wraz z nimi do Matki Bożej z Porcjunkuli. Gdy zobaczyli się znowu, doznali tak wielkiej radości i wesela, że wydawało się, że nie pamiętają tego, co wycierpieli ze strony niegodziwych. Wykorzystywali pilnie każdy dzień na modlitwę i pracę ręczną, aby zupełnie uniknąć lenistwa, nieprzyjaciela duszy. Chętnie wstawali o północy i modlili się bardzo pobożnie, obficie wylewając łzy i głęboko wzdychając. Jeden drugiego darzył głębokim uczuciem miłości; służyli sobie nawzajem i troszczyli się jeden o drugiego, jak matka o swego jedynego, ukochanego syna. tak wielka była ich miłość, że wydawało się, iż łatwo wydadzą ciała swoje na śmierć nie tylko z miłości do Chrystusa, lecz również dla zbawienia duszy i ciała swoich współbraci.
[1Cel 38-39; AP 24-25]
42 Dlatego, gdy pewnego dnia, dwaj bracia udając się razem spotkali szaleńca, który zaczął rzucać w nich kamieniami, to jeden z nich widząc, że lecą ona na współbrata, stanął natychmiast przed nim, by narazić się na uderzenia; wolał bowiem sam być ranny, niż widzieć pobitego brata. tak wielka bowiem miłość wzajemna przepełniała ich serca, że byli gotowi ryzykować utratę życia jeden dla drugiego. Pokora i miłość (Ef 3,17) były w nich tak ugruntowane i głęboko zakorzenione, że każdy miał dla drugiego szacunek taki, jakby wobec ojca i pana, a ci, którym obowiązki lub inne względy dawały pierwszeństwo, starali się być pokorniejsi i mniejsi od innych. Oddawali się wszyscy doskonałemu praktykowaniu posłuszeństwa, zawsze gotowi do spełnienia woli rozkazującego, bez dociekania, czy wydane polecenia było słuszne czy nie. Ponieważ wszystko, co im polecono, odbierali jako wolę Pana, dlatego łatwo i przyjemnie przychodziło im wypełniać wszystkie polecenia. Bardzo wystrzegali się cielnych pożądliwości (1P 2,11); każdy był dla siebie surowym sędzią, a wszyscy troszczyli się o to, aby jeden drugiemu w jakikolwiek sposób nie zrobił przykrości.
[AP 26]
43 A jeżeli czasem zdarzyło się, że jeden drugiemu powiedział coś, co mogłoby zrobić mu przykrość, doznawał tak wielkich wyrzutów sumienia, że nie mógł uspokoić się dopóki nie wyznał swojej winy, upadając pokornie na ziemię i prosząc skrzywdzonego brata o postawienie mu stopu na ustach. jeżeli ów brat wzbraniał się przed tym, to winowajca, jeśli był przełożonym, polecał mu postawić swą nogę na ustach; gdy zaś nim nie był, prosił przełożonego o wydanie takiego polecenia. W ten sposób usiłowali usunąć wszelką urazę i niezadowolenie, a zachowywać między sobą zawsze doskonałą miłość. Wszelkimi siłami starali się przeciwstawiać każdej wadzie odpowiednią cnotę, uprzedzani i wspomagani w tym wysiłku Laską Pana naszego Jezusa Chrystusa. Nie chcieli niczego mieć na własność. Książki i inne przedmioty były oddane do wspólnego użytku i służyły wszystkim według zasad podanych przez Apostołów (Dz 4,23) i odtąd zachowywanych. Chociaż byli prawdziwie ubodzy, to jednak okazywali się hojniejszymi i wspaniałomyślniejszymi w ofiarowaniu tego, co im ofiarowywano ze względu na Boga. Właśnie z miłości do Niego znajdowali rozkosz w dawaniu jałmużny wszystkim proszącym, a zwłaszcza ubogim.
[AP 27 – 1Cel 39; 1Bon 4,7]
44 Gdy zaś w drodze spotkali biedaków proszących ich o cokolwiek dla miłości Bożej, jeżeli nie mieli nic innego do dania, zostawiali im kawałki swego odzienia i tak przecież nędznego. Czasami był to odpruty od tuniki kaptur, czasem rękaw lub jeszcze inny kawałek, który odrywali od habitu. chcieli w ten sposób wypełnić radę Ewangelii: ?każdemu kto cię prosi, daj? (Łk 6,30).Pewnego dnia jakiś ubogi przyszedł do kościoła Matki Bożej z Porcjunkuli, w pobliżu którego bracia czasem mieszkali i prosili o wsparcie. Był tam jakiś płaszcz, który jeden z braci nosił jeszcze w świecie. Błogosławiony Franciszek prosił owego brata, by podarował go żebrakowi; ten dal go natychmiast i z dobrego serca. Wówczas wydało się mężowi Bożemu, że nagrodę za pełną szacunku uległość wyświadczoną miłosiernym gestem tego brata, jałmużna owa została wzniesiona do nieba, on zaś uczuł nową radość rodzącą się w duszy.
[AP 28; LP 55; SP 36]
45 Kiedy możni tego świata przychodzili do nich, oni przyjmowali ich chętnie i serdecznie, usiłując odwieść ich od zła i nakłonić do czynienia pokuty. Bracia prosili o łaskę nie wysyłania ich już nigdy do swych stron rodzinnych, by przez to mogli uniknąć kontaktów i zażyłości ze swymi krewnymi i wypełnić w ten sposób słowo proroka: ?Stałem się obcym braciom moim i cudzoziemcem synom matki mojej? (Ps 68,9).W ubóstwie znajdowali wielką radość, ponieważ nie pożądali bogactw, lecz gardzili wszelkim dobrem przemijającym, którego mogą pragnąć miłośnicy tego świata. Szczególnie zaś pieniądze deptali nogami, jak proch ziemi, a Franciszek nauczył ich, by nie cenili ich wyżej od oślego łajna. Radowali się w Panu bezustannie, nie mając ani między sobą ani w sobie żadnego powodu do smutku. Im bardziej byli oderwani od świata, tym bardziej byli zjednoczeni z Bogiem. Szli drogą krzyża i ścieżkami sprawiedliwości. Z wąskiej drogi pokuty i doskonałości ewangelicznej usuwali przeszkody, aby utorować swym następcom drogę równą i bezpieczną.
[1Cel 41; AP 29.30]

Rozdział XII
Jak błogosławiony Franciszek udał się ze swymi jedenastoma towarzyszami na dwór papieski, by przedstawić Ojcu Świętemu swój plan i uzyskać zatwierdzenie reguły, którą napisał.
46 Błogosławiony Franciszek widząc, że Pan powiększył liczbę i zasługi jego braci, gdy było ich już dwunastu, doskonałych i tak samo myślących, powiedział owym jedenastu, on sam dwunasty, ich wódz i Ojciec:
– Bracia, widzę, że Pan w swym miłosierdziu, chce powiększyć naszą grupę. Chodźmy więc do matki naszej, Świętego Kościoła Rzymskiego. Przedstawmy Najwyższemu kapłanowi to, co Pan rozpoczął czynić przez nas, abyśmy zgodnie z jego wolą i nakazem prowadzili nadal rozpoczęte dzieło.
Gdy myśl Ojca spodobała się pozostałym braciom, wyruszyli wraz z nim na dwór papieski. Wówczas powiedział im;
– Wybierzmy jednego z nas na przełożonego i uważajmy go jako tego, który zastępuje Jezusa Chrystusa, abyśmy szli i odpoczywali tam gdzie on zechce.
Wybrali brata Bernarda, pierwszego po błogosławionym Franciszku i postępowali wobec niego tak, jak pragnął Ojciec. Szli więc radośni, na ustach mając tylko słowo Pańskie, nie ośmielając się mówić o niczym innym, jak tylko o sławie i chwale Bożej i o tym, co odnosiło się do pożytku duszy, a także oddawali się często modlitwie. Pan zaś przygotowywał im zawsze miejsce na odpoczynek i sprawiał, że służono im w tym, co konieczne.
[1Cel 32; 1Bon 3,8; AP 31]
47 Przybyli do Rzymu. Tu spotkali biskupa Asyżu, który przyjął ich z wielką radością. Darzył bowiem specjalnym szacunkiem i uczuciem błogosławionego Franciszka i wszystkich braci. Nie znając jednak ich powodu przybycia, zaniepokoił się. Obawiał się bowiem, by nie zamierzali opuścić swej ojczyzny, gdzie Pan posłużył się już nimi, aby uczynić wiele rzeczy godnych podziwu. Cieszył się bowiem bardzo, mając w swej diecezji tych ludzi, których życie i przykład budziły w nim tak wielkie nadzieje. Gdy jednak dowiedział się o celu ich przybycia, gdy został dokładnie zapoznany z ich planami, bardzo się uradował. Obiecał, że udzieli im w tym celu poparcia. Biskup ów był znajomym kardynała Jana od św. Pawła, biskupa Sabine, człowieka prawdziwe napełnionego łaską Bożą, który bardzo miłował sługi Boże. gdy biskup zapoznał go z życiem błogosławionego Franciszka i jego braci, gorąco zapragnął widzieć męża Bożego i kilku jego towarzyszy. Dowiedziawszy się, że są w Rzymie, wyszedł im naprzeciw i przyjął ich z wielkim szacunkiem i miłością.
[1Cel 32; 1Bon 3,9; AP 32]
48 Przez kilka dni, kiedy pozostawali z nim, zbudowali go tak bardzo rozmowami i postępowaniem, że widząc, że rzeczywiście ich życie jaśnieje tym, co o nich słyszał z pokorą i pobożnością polecił się ich modlitwom. Prosił również o specjalną łaskę, by od tej chwili mógł być uważany za jednego z nich. W końcu zapytał błogosławionego Franciszka o powód jego podróży. wtajemniczony we wszystkie zamiary i pragnienia, zaoferował im swe poparcie w kurii. Kardynał udał się więc na dwór i powiedział papieżowi Innocentemu III:
– Spotkałem najdoskonalszego człowieka, który chce żyć według ideałów świętej Ewangelii i zachowywać w całej rozciągłości doskonałość ewangeliczną. Wierzę, że Pan chce posłużyć się nim dla odnowienia na całym świecie wiary Świętego Kościoła.
Słysząc to papież bardzo się zdziwił i polecił kardynałowi przyprowadzić do siebie błogosławionego Franciszka.
[1Cel 33; 2Cel 16;1bon 3,9; AP 33]
49 Następnego więc dnia mąż Boży został przedstawiony przez wspomnianego kardynała papieżowi, któremu ujawnił wszystkie swoje święte zamiary. papież, który był człowiekiem wyjątkowej roztropności, aprobował je według przyjętych form. Dając jemu i jego braciom kilka wskazówek, błogosławił ich mówiąc:
– Bracia, idźcie z Panem i jak sam raczył was natchnąć, tak wszystkim głoście pokutę. Gdy zaś Bóg Wszechmogący zwiększy waszą liczbę i będzie nadal obdarzał was łaską, przyjdźcie nas powiadomić, a my udzielimy wam więcej niż teraz i jeszcze bezpieczniej powierzymy wam większe sprawy.
Ojciec święty chcąc wiedzieć, czy to na co się zgodził i na co zamierzał się zgodzić było zgodne z wolą Pana, zanim Święty od niego odszedł, powiedział do niego i jego towarzyszy:
– Synowie moi, wasz rodzaj życia wydaje się nam zbyt twardy i surowy. Chociaż wierzymy, że macie tak wielką gorliwość, iż nie należy w was wątpić, to jednak powinniśmy myśleć o tych, którzy pójdą za wami, aby droga nie wydawała się im zbyt ciężka.
Gdy spostrzegł stałość ich wiary i kotwicę nadziei bardzo mocno tkwiącą w Chrystusie do tego stopnia, że nie chcieli odstąpić od swego ideału, powiedział błogosławionemu Franciszkowi:
– Synu, idź i proś Boga, aby objawił ci, czy to, czego pragniecie wypływa z jego woli. Skoro przekonam się, że taka jest wola Pana, przychylimy się do twoich pragnień.
[2Cel 16; 1Bon 3,9; AP 34]
50 Gdy więc święty mąż modlił się idąc za radą papieża, Pan przemówił do niego w duchu przez przypowieść[viii] mówiąc:
– Żyła na pustyni pewna kobieta bardzo biedna i piękna. Pewien potężny król podziwiając jej urok zapragnął ją poślubić w nadziei, że urodzi mu piękne dziecię. Po zawarciu i dopełnieniu małżeństwa narodziło się wielu synów. Gdy dorośli matka powiedziała im te słowa: ?Dzieci moje, nie wstydźcie się waszego pochodzenia, bo jesteście synami króla. Idźcie na Jego dwór, a on zatroszczy się o to wszystko, co wam będzie potrzebne?. Kiedy przybyli, król podziwiał ich piękno, a odkrywając w ich twarzach własne rysy, zapytał: ?Czyimi synami jesteście?? Odpowiedzieli, że są synami ubogiej niewiasty przebywającej na pustyni. Król przejęty radością uściskał ich mówiąc: ?Nie obawiajcie się niczego, jesteście moimi synami. jeżeli żywię u stołu mego obcych ludzi, czyż nie jest rzeczą o wiele słuszniejszą, bym troszczył się o was, którzy jesteście moimi własnymi synami?? Posłał więc król po tę kobietę celem sprowadzenia jej na dwór, by tutaj wychowywała wszystkich synów, których miała z nim. Błogosławiony Franciszek rozmyślał nad tym widzeniem, które miał podczas modlitwy i zrozumiał, że on właśnie jest tą ubogą niewiastą.
[2Cel 16; 1Bon 3,10; AP 35; Oddone (FF 2247)]
51 Po skończeniu modlitwy stanął na nowo w obecności papieża i opowiedział mu szczegółowo wizję, którą ukazał mu Pan. – Panie, powiedział, to ja jestem ową biedną kobietą, którą Pan w swej miłości i miłosierdziu uczynił piękną i z którą prawnie chciał mieć dzieci. Król królów przyrzekł mi wyżywić wszystkich synów, których mi da, bo jeśli daje pokarm obcym, bardziej jeszcze powinien dawać własnym dzieciom. Jeśli bowiem Bóg udziela dóbr doczesnych grzesznikom, aby w miłości ich wyżywić, to o ileż bardziej udzieli ich mężom ewangelicznym, którym się to sprawiedliwie należy. Na te słowa papież zdumiał się ogromnie, a najbardziej dlatego, że przed przybyciem błogosławionego Franciszka widział we śnie Kościół św. Jana na Lateranie[ix], któremu groziła ruina i jednego mizernego i wzgardzonego zakonnika, podtrzymującego go swymi ramionami. Po obudzeniu zdumiony i wystraszony, całą swą mądrością i przenikliwością starał się odkryć znaczenie owego widzenia. Lecz po kilku dniach, gdy przyszedł do niego błogosławiony Franciszek i przedstawił mu swe plany, jak powiedziano, a także prosił o zatwierdzenie Reguły, którą napisał w prostych słowach (T 15), posługując się tylko słowami świętej Ewangelii, do doskonałości której całkowicie przywarł, papież patrząc na niego, tak żarliwego w służbie Bożej i zastanawiając się nad swoją wizją, a także żarliwego w służbie Bożej i zastanawiając się nad swoją wizją, a także nad wspomnianą przypowieścią męża Bożego zaczął mówić do siebie;- Zaprawdę, to on jest tym świętym zakonnikiem, który odbuduje i podtrzyma Kościół Boży. Uścisnął go i uznał Regułę, którą napisał. Dał mu także pozwolenie do głoszenia wszędzie pokuty. Później dał takie upoważnienie wszystkim braciom z tym jednak zastrzeżeniem, że trzeba było uzyskać pozwolenie błogosławionego Franciszka, by można było głosić kazania. Wszystko to zatwierdził później na Konsystorzu[x].
[2Cel 17; 1Bon 3,10 – 1Cel 33; AP 36]
52 Po otrzymaniu tego, błogosławiony Franciszek składał dzięki Bogu, a uklęknąwszy przyrzekł pokornie i pobożnie posłuszeństwo i szacunek papieżowi. inni bracia, stosownie do polecenia papieża, przyrzekli również posłuszeństwo i szacunek błogosławionemu Franciszkowi. Otrzymawszy błogosławieństwo Ojca Świętego, nawiedzili groby Apostołów. Później kardynał kazał udzielić tonsury błogosławionemu Franciszkowi i innym braciom, ponieważ chciał by wszyscy byli duchownymi.
[1Cel 34; 1Bon 3,10; AP 36]
53 Wówczas mąż Boży wraz ze swymi braćmi opuścił Rzym i udał się w świat. Podziwiał to, że jego pragnienie tak łatwo się spełniło i czuł, że każdego dnia wzrasta w nim nadzieja i ufność wobec Zbawiciela, który poprzez swoje święte objawienia dał mu poznać wcześniej to, co dopiero miało stać się później. W istocie, przed otrzymaniem od papieża wyżej wymienionych przywilejów, wydawało mu się w nocy[xi], podczas snu, że przechodzi drogą, przy której rosło drzewo ze wspaniałą koroną, piękne, potężne i ogromne. Zbliżył się i u stóp drzewa podziwiał jego wielkość i piękno. Nagle odczuł, że on sam rośnie i to tak, że dotyka wszystkich gałęzi drzewa i z wielką łatwością zgina je do ziemi. Tak się właśnie stało, gdyż to papież Innocenty był tym wysokim drzewem, najpiękniejszym i najwspanialszym na świecie, a tak łaskawie przychylił się do prośby i pragnienia błogosławionego Franciszka.
[1Cel 33; 1Bon 3,8]

Towarzysze 13do16

[1Cel 36; 1Bon 4,5; AP 36 – 1Bon 12,8 – 1Cel 37; 1Bon 4,7]
55 Szczęśliwy ojciec zatrzymał się wraz z synami w miejscowości blisko Asyżu, zwanej Rivo Torto, gdzie znajdowała się jakaś szopa opuszczona przez wszystkich. była tak ciasna, że z trudem mogli w niej usiąść lub położyć się. bardzo często brakowało im tam chleba. Jedli tylko rzepę, którą otrzymywali z konieczności prosząc o jałmużnę. Mąż Boży wypisał imiona braci na belkach szopy, by ci, którzy chcieliby spać albo modlić się, mogli znaleźć swoje miejsce, bez narażania innych mieszkających w tej ciasnej szopie na hałas i zakłócenia skupienia ducha. Pewnego dnia, gdy bracia w niej przebywali, zjawił się jakiś wieśniak ze swym osłem, zamierzając zatrzymać się w niej. Obawiał się, że bracia go wyrzucą. W progu krzyczał na osła:
– Wchodź! Wchodźże! To będzie szczęście dla tej szopy![1]
Święty ojciec słysząc słowa i poznając zamiar wieśniaka, zasmucił się, zwłaszcza dlatego, że ten człowiek ze swym osłem narobił tyle hałasu i przeszkodził wszystkim braciom oddanym modlitwie i skupieniu. Mąż Boży powiedział więc do braci:
– Wiem, bracia, że Bóg nie powołał nas, byśmy dawali schronienie osłowi i zajmowali się zgiełkiem świata, lecz abyśmy raczej od czasu do czasu głosili drogę zbawienia i udzielali zbawiennych rad szczególnie zaś byśmy poświęcili się modlitwie i dziękczynieniu.
Opuścili więc szopę, by mogła służyć ubogim trędowatym. Stamtąd udali się do Matki Bożej z Porcjunkuli w pobliżu której zamieszkiwali ongiś mały domek zanim otrzymali i kościół.
[1Cel 42; 1Bon 4,3 – 1Cel 44; 1Bon 4,5]
56 W następstwie tego błogosławiony Franciszek, prowadzony mocą i natchnieniem Bożym, skierował pokorną prośbę do opata klasztoru św. Benedykta na górze Subasio, w pobliżu Asyżu i tak nabył ten kościół. Polecił go specjalnie i serdecznie ministrowi generalnemu i wszystkim braciom, jako miejsce umiłowania przez chwalebną Dziewicę, bardziej niż wszystkie inne miejsca i kościoły na świecie. Tym, co spowodowało to polecenie i umiłowanie tego miejsca, było widzenie jednego z braci, które miał, gdy był jeszcze na świecie. błogosławiony Franciszek darzył owego brata specjalnym uczuciem i jak długo przebywał z nim okazywał mu oznaki szczególnej przyjaźni. Człowiek ów miał zamiar poświecić się służbie Bożej – rzeczywiście został później wiernym zakonnikiem – kiedy miał owo widzenie. wydawało mu się, że wszyscy stracili wzrok. Widział ich na klęczkach w obrębie kościółka Matki Bożej z Porcjunkuli, ze złożonymi rękoma i twarzami zwróconymi ku niebu. Głośno płacząc błagali Pana, by raczył im wszystkim w swym miłosierdziu przywrócić światłość. Otóż podczas ich modlitwy, wydawało mu się, że widzi wielką światłość zstępującą z nieba na nich i oświetlającą wszystkich swych zbawczym blaskiem. Od tego snu powziął mocniejsze postanowienia służenia Bogu. Wkrótce, opuszczając przewrotny i płochy świat na zawsze, wstąpił do zakonu, gdzie pokornie wytrwał w służbie Bożej.
[2Cel 18; LP 8 – 2Cel 20; 1Bon 2,8]

Rozdział XIV
Kapituła, która odbywała się dwa razy w roku u Matki Bożej z Porcjunkuli
57 Błogosławiony Franciszek po otrzymaniu od wspomnianego opata kościoła Matki Bożej, o którym była mowa, zarządził, że będzie się tu zbierać kapituła dwa razy do roku na Zielone Świątki i w uroczystość św. Michała. Na święto Zesłania Ducha Świętego wszyscy bracia gromadzili się u Matki Bożej. Radzili nad tym, w jaki sposób mogą lepiej zachować Regułę, a także wyznaczali braci, by udali się w inne okolice z kazaniami do ludu. Innych braci umieszczali w ich prowincjach. Święty Franciszek natomiast kierował do nich napomnienia, nagany i polecenia, które, jak mu się wydawało, były zgodne z zamiarami Pana. Wszystko zaś, co polecał im słowami, z całego serca i z wielką troskliwością ukazywał w czynach. Czcił kapłanów i prałatów Świętego Kościoła, szanował panów, szlachtę i bogaczy; miał również głęboką miłość dla ubogich, współczuł całym swym wnętrzem ich ciężarowi i okazywał się sługą wszystkich. Chociaż był wyższy od wszystkich braci, to jednak wyznaczył jednego z tych, którzy z nim mieszkali na swego gwardiana i pana, któremu, aby oddalić od siebie wszelką okazję pychy, był posłuszny pokornie i pobożnie. Pochylał swoją głowę aż do samej ziemi przed wszystkimi ludźmi, aby zasłużyć na to, by kiedyś był wyniesiony pomiędzy świętych i wybranych Boga. Troskliwie napominał braci, aby wiernie zachowywali świętą Ewangelię, którą przyrzekli wypełniać, a zwłaszcza, aby byli pełni czci i pobożności w odmawianiu Boskiego oficjum i wobec przepisów Kościoła, słuchając pobożnie Mszy świętej i adorując jak najpobożniej Ciało Pańskie. Chciał także, aby bracia otaczali szczególnym szacunkiem również kapłanów, którzy sprawowali czcigodne i największe tajemnice. Posuwał się aż do tego, że chciał, aby gdziekolwiek ich spotkają, skłaniali głowę i całowali ich ręce. A jeżeli spotkaliby ich jadących konno, chciał, aby nie tylko całowali ich ręce, lecz także kopyta koni, na których jechali ze względu na szacunek wobec ich władzy.
[AP 36.37]
58 Napominał także, aby bracia nikogo nie sądzili, ani nie gardzili tymi, którzy wygodnie żyją oraz ubierają się wyszukanie i bogato. Bóg bowiem jest naszym i ich Panem mogącym powołać ich, a powołanych usprawiedliwić. Mówił także, aby bracia szanowali ich jak braci i swoich panów, ponieważ są braćmi jako stworzeni przez tego Samego Stwórcę, panami zaś. o ile wspomagają dobrych do czynienia pokuty, udzielając im tego, co jest im konieczne do życia doczesnego. Dawał również i to mówiąc;
– Taki powinien być sposób życia braci wśród ludzi, aby ktokolwiek słysząc ich lub widząc, wielbił Ojca niebieskiego i wysławiał go pobożnie.
Pragnął także bardzo aby zarówno on jak i jego bracia obfitowali w takie dzieła, za które chwalono by Pana. mówił także:
– Jak głosicie pokój ustami, tak, a nawet jeszcze bardziej miejcie go w sercach waszych. niech nikt z waszego powodu nie będzie pobudzany do gniewu, albo zgorszony lecz wszyscy przez waszą łagodność będą doprowadzeni do pokoju, życzliwości i zgody. Do tego bowiem zostaliście powołani, abyśmy troszczyli się o poranionych, umacniali załamanych, błądzących przywoływali na właściwą drogę. Wydaje się nam, że wielu jest członkami diabła, którzy będą jeszcze uczniami Chrystusa.
[AP 38]
59 Pobożny ojciec ganił ponadto braci swoich zbyt surowych dla siebie, wyniszczających się zbytnio czuwaniami, postami i umartwieniami cielesnymi. Niektórzy bowiem tak bardzo zadręczali siebie, aby poskromić w sobie wszystkie pożądliwości ciała, że wydawało się. iż żywią nienawiść do samych siebie. Mąż Boży powstrzymywał ich od tego przez serdeczne upomnienia, delikatnie karcił w imię rozsądku, jeśli można tak powiedzieć, opatrywał ich rany swymi zbawiennymi poleceniami. Spośród braci, którzy przybyli na kapitułę, żaden nie ośmielał się mówić o rzeczach tego świata, lecz rozmawiali o życie świętych ojców oraz, w jaki sposób mogą lepiej i doskonalej otrzymywać łaski Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Jeśli niektórzy z nich mieli jakąś pokusę lub udrękę, słysząc błogosławionego Franciszka mówiącego z taką słodyczą i zapałem oraz widząc jego pokutę, czuli się jakby cudem uwolnieni od pokus i doświadczeń. Współczując bowiem mówił do nich nie jak sędzia, lecz jak miłosierny ojciec do synów i dobry lekarz do chorych, umiejąc cierpieć z cierpiącymi i smucić się z udręczonymi. Jednak karcił we właściwy sposób wszystkich winnych a upartych i zbuntowanych poskramiał należnymi karami. Po skończonej kapitule błogosławił wszystkich braci i każdego przeznaczał do właściwej prowincji. ktokolwiek zaś z nich miał ducha Bożego i dość zdolności by głosić kazania, obojętnie czy był to kleryk czy laik, dawał mu pozwolenie na głoszenie słowa Bożego. Kiedy otrzymali jego błogosławieństwo, szli przez świat z wielką radością ducha, jak pielgrzymi i przybysze (1P 2,11), nic na drogę nie biorąc, prócz książek, z których mogli odmawiać swoje godziny z Oficjum Boskiego. Za każdym razem, gdy spotykali księdza bogatego lub biednego, dobrego lub złego, pozdrawiali go, pochylając się pokornie, oddawali mu uszanowanie. Gdy zaś nadchodziła godzina spoczynku, chętniej udawali się do księży, aniżeli do świeckich. 60. kiedy jednak nie mogli zatrzymać się u księży, szukali ludzi bardziej uduchowionych i bojących się Boga, u których mogli godziwiej zamieszkać. Tak było aż do czasu, w którym Pan natchnął kilku pobożnych ludzi myślą zbudowania dla braci hospicjów w każdym mieście i osadzie, do której mieli się udać. Później wznoszono tam dla nich domy. Pan udzielił im słów i natchnień, które odpowiadały potrzebom chwili, a ich przekonywające argumenty, zapadając głęboko w serce zdobywa ludzi młodych i starych, którzy opuszczali ojca i matkę, a także wszystko, co posiadali i naśladowali braci przyjmując habit ich zakonu. Rzeczywiście, wówczas miecz rozłączenia został zesłany na ziemię, ponieważ ludzie młodzi wstępowali do zakonu, zostawiając swych rodziców pogrążonych w brudach grzechów. Tych, którzy przyjęli do zakonu, przyprowadzali do błogosławionego Franciszka, z rąk którego pokornie i pobożnie mieli otrzymać habit zakonny. Nie tylko mężczyźni tak nawracali się do zakonu, lecz także liczne dziewice i wdowy, pouczone kazaniami braci, zakładały według ich wskazówek konwenty w miastach i osiedlach, i zamykały się w nich, by czynić pokutę. Jednego z braci wybierano na ich wizytatora i opiekuna[2]. Podobnie mężczyźni żonaci i kobiety zamężne, nie mogąc zerwać związku małżeńskiego, oddawali się w swoim własnych domach większej pokucie według zbawiennych wskazówek braci. W ten sposób, dzięki błogosławionemu Franciszkowi, doskonałemu czcicielowi trójcy Świętej, Kościół Boży odnawia się przez trzy zakony, jak to zapowiadało wcześniej odnowienie trzech kościołów. Każdy z tych zakonów został w swoim czasie zatwierdzony przez papieża.
[AP 41; K 16]

Rozdział XV
Śmierć kardynała Jana, pierwszego protektora braci i przyjęcie kardynała Hugolina, biskupa Ostii, na ojca i protektora zakonu.
61 Czcigodny ojciec, wspomniany kardynał Jan od św. Pawła, który błogosławionemu Franciszkowi częściej udzielał rad i poparcia, wyrażał uznanie dla życia i działania samego świętego i jego braci wobec innych kardynałów. Wzruszeni jego słowami, tak pokochali męża Bożego i jego braci, że każdy chciał mieć braci w swej kurii, nie tyle dla usług, które mogli oddać, co dla świętości ich życia i pobożności. Po śmierci kardynała Jana od św. Pawła, Pan natchnął serce jednego z kardynałów, imieniem Hugolin, wówczas biskup Ostii, aby błogosławionego Franciszka i jego braci serdecznie kochał, otaczał opieką i wspierał. Istotnie, okazał on im tyle płomiennej miłości, jakby był ojcem wszystkich. A nawet miłość ojca wobec swych synów według ciała nie posuwa się tak daleko, jak miłość czysto duchowa, którą kardynał kochał w Panu męża Bożego i braci, biorąc ich pod swą opiekę. Mąż Boży zapoznawszy się z chwalebną opinią o tym kardynale, czczonym przez wszystkich, przyszedł do niego ze swymi braćmi. Kardynał Hugolin przyjął ich z wielką radością i powiedział im:
– Ofiaruję wam siebie samego, jako pomocnika i doradcę, a także jestem gotów otoczyć was opieką według waszej woli. chcę jednak w zamian, byście polecali mnie Bogu w waszych modlitwach.
Wówczas błogosławiony Franciszek złożył Bogu dziękczynienie i odpowiedział kardynałowi:
– Panie, bardzo pragnę mieć ciebie za ojca i protektora naszego zakonu i chcę, by wszyscy bracia polecali cię zawsze Bogu w swych modlitwach.
Następnie prosił go, by raczył wziąć udział w kapitule braci, która zbierała się na Zielone Święta. ten natychmiast chętnie zgodził się i odtąd uczestniczył w ich kapitule. Gdy przybywał na kapitułę, wszyscy zebrani bracia wychodzili procesjonalnie na jego spotkanie. On zaś gdy bracia się zbliżali, zsiadał z konia i pieszo szedł z nimi aż do kościółka Matki Bożej. Tam kierował do nich przemówienie, a potem odprawił Mszę świętą, podczas której mąż Boży, Franciszek, śpiewał Ewangelię.
[AP 42.43]

Rozdział XVI
Wybór pierwszych ministrów i sposób w jaki zostali posłani w świat.
62 Jedenaście lat po powstaniu zakonu, gdy zwiększyła się ilość braci i ich zasługi, wybrano ministrów, którzy wraz z kilkoma braćmi zostali wysłani do prawie wszystkich zakątków świata tam, gdzie tylko pielęgnowano i zachowywano wiarę katolicką. Niektóre prowincje przyjmowały ich, ale nie dawały polecenia na budowanie mieszkań; inne wypędzały ich w obawie przed herezją. Działo się tak dlatego, że kiedy papież Innocenty III aprobował ich Zakon i Regułę, nie zrobił tego na piśmie. Z tego powodu bracia musieli wiele wycierpieć od duchowieństwa i od świeckich. Zostali zmuszeni do opuszczenia pewnych prowincji. Niepokojeni, nękani, czasem wręcz grabieni i pobici przez rozbójników powracali do błogosławionego Franciszka z duszą pełną goryczy. W ten sposób cierpieli prawie we wszystkich krajach zaalpejskich, miedzy innymi w Niemczech, na Węgrzech i w wielu innych. Kardynał Hugolin dowiedziawszy się o tym, wezwał do siebie błogosławionego Franciszka i zaprowadził go do papieża Honoriusza, gdyż Innocenty III w międzyczasie zmarł. Ten zatwierdził uroczystą bullą papieską inną Regułę, którą błogosławiony Franciszek ułożył na podstawie pouczeń Chrystusa. Reguła ta ustanawiała większy odstęp czasu między kapitałami, aby oszczędzić trudu braciom zamieszkującym odległe kraje.
63 Błogosławiony Franciszek prosił papieża Honoriusza by zechciał dać jednego z kardynałów Kościoła Rzymskiego na ojca dla swego zakonu. Chodziło mu o biskupa Ostii, do którego bracia mogli odnosić się w swych sprawach. Pewne widzenie skłoniło go do proszenia o kardynała i szukania opieki nad zakonem w Kościele Rzymskim. Widział bowiem jakąś małą i czarną kurę z upierzonymi nogami, jak u domowego gołębia, która miała tyle kurcząt, że nie mogła ich wszystkich zgromadzić pod swymi skrzydłami, lecz pozostając na zewnątrz biegały wokół niej. Po przebudzeniu zaczął zastanawiać się nad tą wizją i natychmiast pod wpływem Ducha Świętego zrozumiał, że on sam kryje się pod symbolem kury i powiedział:
– Tą kurą jestem ja ze swą drobną postawą i czarnym wyglądem. Powinienem być prosty jak gołąb i powinienem wzlatywać do nieba uskrzydlonymi aktami cnót. Pan bowiem w swoim miłosierdziu dał mi i da jeszcze wielu synów tak, że własnymi siłami nie będę mógł im pomóc. trzeba więc bym ich powierzył pieczy Kościoła Świętego, by on ich chronił w cieniu swych skrzydeł, by nim kierował.
[2Cel 24 – SP 78]
64 Minęło kilka lat od owej wizji[3], gdy udał się do Rzymu i odwiedził biskupa Ostii. Kardynał zmusił świętego do towarzyszenia mu nazajutrz rano na dwór pieski. chciał bowiem, aby on wygłosił kazanie w obecności papieża i kardynałów oraz, aby z całą swą pobożnością i z całego serca polecił jemu samemu zakon. Na próżno błogosławiony Franciszek wymawiał się i protestował mówiąc, że jest prosty i niewykształcony. Musiał jednak iść z kardynałem do kurii. Gdy błogosławiony Franciszek znalazł się przed papieżem i kardynałami, jego widok wzbudził ogólną wesołość. Stojąc wygłosił im kazanie bez żadnego innego przygotowania, aniżeli oświecenie namaszczeniem Ducha Świętego, a po skończeniu przemówienia polecił swój zakon papieżowi i wszystkim kardynałom. Papież i kardynałowie byli bardzo zbudowani kazaniem, serca ich zostały poruszone do serdecznej miłości wobec zakonu.
65 Później błogosławiony Franciszek powiedział papieżowi: – Panie, jestem pełen współczucia na myśl o wszystkich troskach i trudach, które Wasza świątobliwość ustawicznie ponosi w trosce o Kościół Boży, tym, jednak, co okrywa mnie wielkim zawstydzeniem jest to, że dla nas Braci Mniejszych poświęcacie tyle starania i troski. gdy bowiem wielu szlachetnych i bogatych, a także przeliczni zakonnicy nie mają do Was dostępu, my powinniśmy być ogarnięci obawą i drżeniem na myśl, że my, ubożsi i bardziej wzgardzeni niż inni zakonnicy ośmielamy się nie tylko przyjść do Was, lecz także stanąć przed Waszymi drzwiami i pukać do przybytku, będącego ostoją chrześcijan. Z tego powodu pokornie i ze czcią błagam Waszą Świątobliwość, by raczył dać nam biskupa Ostii na ojca, by w trudnych chwilach bracia mogli udawać się do niego, przestrzegając zawsze praw Waszej najwyższej władzy. Ta prośba spodobała się papieżowi i ustanowił biskupa Ostii wielkim protektorem zakonu.
[1Cel 100; 2Cel 25; AP 45]
66 Wierny zleceniu, które otrzymał od papieża, jak dobry protektor, wyciąga rękę ku obronie braci, pisząc do wielu sprawujących władzę, którzy ich prześladowali, by nie stawiano im oporu, lecz raczej by udzielano im pomocy i poparcia w głoszeniu kazań i osiedlaniu się w ich okolicach, jako dobrym i świętym zakonnikom, mającym potwierdzenie Stolicy Apostolskiej. Wielu kardynałów za jego przykładem przesłało takie same listy. Wówczas na kapitule, która odbyła się po owej podróży do Rzymu, błogosławiony Franciszek upoważnił ministrów do przyjmowania nowych braci do zakonu i wysłał ich do wspomnianych prowincji. Zabrali ze sobą listy kardynałów i Regułę zatwierdzoną bullą apostolską. W ten sposób prałaci, zaznajamiając się ze świadectwami, które przedstawili im bracia, udzielili im chętnie pozwolenia na budowanie, mieszkanie i głoszenie kazań w ich okolicach. Tak więc, gdy bracia zatrzymywali się i głosili kazania w owych okolicach, wielu widząc ich pokorne i święte postępowanie, a także słysząc ich najsłodsze słowa poruszające i rozpalające umysły Bożą miłością i skłaniające do czynienia pokuty, przyjmowało z zapałem i pokorą habit świętego zakonu.
[AP 45]
67 Błogosławiony Franciszek widząc wierność i miłość biskupa Ostii względem braci, wzajemnie kochał go najgorętszymi uczuciami swego serca. A ponieważ wiedział, z objawienia Bożego, że kardynał ów będzie papieżem, nazywał go we wszystkich listach, które do niego kierował, ojcem całego świata. Zaczynał je tymi słowami: ?Czcigodnemu w Chrystusie ojcu całego świata…? Rzeczywiście trochę później papież Honoriusz III zmarł, a jego następcą został wybrany biskup Ostii, przyjmując imię Grzegorza IX. Do końca swego życia był wielkim dobrodziejem i obrońcą tak braci, jak innych zakonników, a zwłaszcza ubogich Chrystusa. Dlatego słusznie wierzy się, że ma udział w orszaku Świętych. [1Cel 100; AP 45; K 18]