Towarzysze Ldo8

6 Nie zadowalamy się jedynie opowiadaniem cudów, które nie sprawiają świętości, ale ją ujawniają, lecz pragnąc okazać to co wyróżnia jego święte postępowanie 7 i pobożne upodobanie woli ku czci i chwale Najwyższego Boga oraz [przedstawić] słowa świętego ojca dla zbudowania chcących odwzorowywać jego ślady. 8 Nie piszemy tego jednak na sposób legendy, ponieważ już przedtem sporządzono legendy o jego życiu i o cudach, jakich Pan dokonał za jego pośrednictwem, 9 ale wybieramy, jak z pięknej łąki, niektóre kwiaty, według naszego zdania najpiękniejsze, nie idąc za ciągiem historycznym, 10 ale rozmyślnie opuszczając wiele z tego, co w rzeczonych legendach zostało już zamieszczone, w mowie tak bardzo prawdziwej i znakomitej. 11 Jeżeli zgodnie z waszym rozeznaniem wyda się wam to słuszne, możecie [do nich] dołączyć te kilka słów, co spisaliśmy. 12 Wierzymy bowiem, że gdyby czcigodnym mężom, którzy sporządzili rzeczone legendy, były znane owe kwiaty, to wcale by ich nie pominęli, ale przynajmniej część z nich ozdobiliby swoją wymową i zostawili je potomnym ku pamięci.
13 Świątobliwy Ojcze, pozostańcie zawsze zdrowi w Panu Jezusie Chrystusie, w którym my, wasi zbożni synowie, pokornie i pobożnie polecamy się waszej świątobliwości.
Dano w miejscowości Greccio, 11 sierpnia, roku Pańskiego 1246.

Oto niektóre rzeczy spisane przez Trzech Towarzyszy błogosławionego Franciszka mówiące o jego życiu i zachowaniu jako człowieka świeckiego, o jego przedziwnym i doskonałym nawróceniu oraz o doskonałości początków i fundamentów Zakonu w samym Założycielu i w pierwszych braciach.

Rozdział I
Narodzenie św. Franciszka. Jego próżność, ciekawość i rozrzutność. I jak od tego przeszedł do szczodrobliwości i miłości wobec ubogich[i].
2. 1 Franciszek pochodzi z miasteczka Asyżu, które jest położone na krańcach Doliny Spoletańskiej. Przez swą matkę został nazwany najpierw Janem, ale jego ojciec, w czasie którego nieobecności się urodził, nadał mu, po powrocie z Francji, imię Franciszek. 2 Tutaj, po osiągnięciu wieku dojrzałego i nabyciu prostych uzdolnień, wykonywał sztukę ojca tj. Ćwiczył się w kupiectwie, 3 ale robił to bardzo odmiennie, ponieważ był pogodniejszy i szlachetniejszy od ojca, oddawał się żartom i pieśniom, włócząc się chętnie dniem i nocą po Asyżu z sobie podobnymi towarzyszami. W wydatkach zaś był hojniejszy i to tak dalece, że to wszystko, co mógł mieć lub zarobić trwonił na jedzenie i inne rzeczy. 4 Z tego powodu rodzice karcili go często mówiąc mu, że tak wielkie czyni wydatki na siebie i na innych, że wydaje się być nie ich synem, lecz jakiegoś wielkiego księcia. 5 Ponieważ jednak byli bogaci i najczulej go kochali, tolerowali go w tych [zachowaniach] nie chcąc mu przeszkadzać. 6 Matka zaś jego, gdy słyszała jak sąsiedzi mówią o jego dużej rozrzutności, odpowiadała: – ?Co wy myślicie o moim synu? Jeszcze dzięki łasce będzie synem Bożym?. 7 A on sam nie tylko w tym był hojny, co więcej – rozrzutny, lecz także często przesadzał w ubieraniu się sprawiając sobie droższe szaty niż mu przystało. 8 W swej ciekawości był także bardzo próżny tak, że czasami robił jedno ubranie zszywając materiał bardzo drogi z materiałem bardzo tanim[ii].
[2Cel 3 – 1Cel 2; 1Bon 1,1; AP 3]
3. 1 Był jednak jakby z natury dworski w obyczajach i w wyrażaniu się zgodnie postanowieniem swego serca, aby nikomu nie powiedzieć słowa uwłaczającego lub grubiańskiego, co więcej – gdy tak był młodzieńcem wesołym i swobodnym postanowił sobie niewiele reagować na grubiańskie słowa. 2 Dlatego właśnie sława jego imienia rozeszła się po całej prawie okolicy, tak że wielu z tych, którzy go znali, mówiło, że stanie się on kimś wielkim. 3 Od tych stopni cnót naturalnych doszedł do tej łaski, że zapowiedział zmianę sobie samemu: – Jeżeli jesteś szczodry i dworski wobec ludzi, od których nic nie otrzymujesz oprócz przemijającej i próżnej przychylności, to jest rzeczą słuszną, byś ze względu na Boga, który jest najszczodrobliwszy w wynagradzaniu, był dworski i szczodry wobec biednych. 4 Od tej też chwili lubił przebywać w obecności ubogich rozdzielając im obficie jałmużny. 5 A chociaż był kupcem, to jako szafarz bogactw tego świata był bardzo nieskuteczny. 6 Gdy zaś pewnego dnia w magazynie gdzie sprzedawało się materiały stał pochłonięty sprzedażą materiałów, przyszedł jakiś biedny prosić go o jałmużnę ze względu na miłość Bożą. 7 Gdy opanowany zupełnie pożądliwością bogactw i troską o sprzedaż, odmówił mu wsparcia, to później, tknięty łaską Bożą, wyrzucił sobie to wielkie prostactwo, 8 mówiąc: – Jeżeli ten biedak, prosiłby cię w imię kogoś wielkiego – hrabiego lub barona, z pewnością przychyliłbyś się do jego prośby. 9 O ile bardziej powinieneś to uczynić ze względu na Króla królów i Pana wszystkich!. 10 Po tym doświadczeniu postanowił w sercu, że w przyszłości nie odmówi niczego, gdy będzie proszony w imię tak wielkiego Pana.
[1Bon 1,1 – 1Cel 17; AP 4 – 2Cel 5]

Rozdział II
Więzienie w Peruggi i dwie wizje, które miał chcąc zostać rycerzem.
4. 1 Swego czasu wybuchła wojna między Perugią a Asyżem. Franciszek wraz z wieloma współobywatelami został wzięty do niewoli i uwięziony w Perugii. Jednak ze względu na szlachetność obyczajów został osadzony w więzieniu razem z rycerzami. 2 Gdy zaś któregoś dnia jego współwięźniowie byli szczególnie przygnębieni, on, z natury radosny i pogodny, nie wydawał się być smutny, lecz w jakiś sposób uradowany. 3 Z tego powodu jeden z towarzyszy karcił go jak obłąkanego, gdyż będąc w więzieniu okazuje radość. 4 W odpowiedzi na to Franciszek żywo zawołał: – Cóż myślicie o mnie? Jeszcze będę uwielbiany przez cały świat. 5 A gdy jeden z rycerzy, z którymi był więziony, znieważył towarzysza niedoli, a reszta z tego powodu chciała trzymać się od niego z daleka, to tylko sam Franciszek nie odmówił mu swego towarzystwa i innych zachęcał do tego samego. 6 Pod koniec roku zawarto pokój między wspomnianymi miastami i Franciszek z pozostałymi więźniami powrócił do Asyżu.
[2Cel 4]
5. 1 Po kilka zaś latach pewien szlachcic asyski zaopatruje się w rynsztunek rycerski, aby udać się do Apulii celem zwiększenia majątku lub sławy. 2 Co usłyszawszy Franciszek natychmiast pragnie iść wraz z nim i aby zostać rycerzem hrabiego Gentile przygotowuje możliwie najdroższe materiały, a chociaż był biedniejszy bogactwem, to jednak okazał się rozrzutniejszy szczodrością od swego ziomka. 3 Pewnej więc nocy, gdy oddawał się rozmyślaniu nad całkowitym wypełnieniem tego i gorąco płonął pragnieniem wyruszenia w drogę, został nawiedzony przez Pana, który jego, tak żądnego chwały, przez widzenie, rozbudził i zachęcił do szczytu chwały. 4 Tej bowiem nocy podczas snu ukazał mu się ktoś, wołając go po imieniu i wprowadzając do jakiegoś miłego pałacu pięknej oblubienicy, pełnego broni rycerskiej, mianowicie błyszczących tarcz i innych sprzętów wiszących na ścianach, odnoszących się do ozdabiania rycerstwa. 5 Z tego powodu, gdy napełniony radością dziwił się w milczeniu, co to mogłoby oznaczać, zapytał, do kogo należy ta broń, błyszcząca takim blaskiem i ów pałac tak piękny. 6 I otrzymał odpowiedź, że to wszystko należy do niego i jego rycerzy. 7 Obudziwszy się rano, wstał pełen wewnętrznej radości. Myśląc po świecku, gdyż nie zakosztował jeszcze w pełni działania Ducha Bożego, sądził, że to wszystko wróży mu godność książęcą. Biorąc więc to widzenie za zapowiedź przyszłej wielkiej fortuny, postanawia udać się natychmiast do Apulii, by stać się rycerzem wspomnianego hrabiego. 8 Stał się radośniejszy niż zwykle do tego stopnia, że wielu zdumionym i pytającym o przyczynę tej radości, odpowiadał: – Wiem, że będę wielkim księciem.
[1Cel 5; 2Cel 6; 1Bon 1,3; AP 5]
6. 1 Otóż bezpośrednio w przeddzień tego widzenia dał dowód tej wielkiej wspaniałomyślności i szlachetności, co, jak się wydaje, nie pozostało bez wpływu na samo widzenie. Tego bowiem dnia oddał pewnemu biednemu rycerzowi swe nowo uszyte szaty, a wszystkie wyszukane i drogie. Przygotowawszy się wyruszył do Apulii. Dotarł aż do Spoleto i tam zachorował. Nadal jednak marzył o kontynuowaniu podróży. Pewnej nocy pogrążony w półśnie, usłyszał głos pytający go, dokąd chce się udać. Gdy Franciszek ujawnił swój cały plan, ten, który ukazał mu się we śnie, zapytał:
– Kto może postąpić z tobą lepiej Pan czy sługa?
Franciszek odpowiedział:
– Pan.
A głos ów odrzekł:
– Dlaczego więc dla sługi opuszczasz Pana i Księcia dla poddanego?
Franciszek zapytał:
– Panie, co chcesz, abym czynił?
Głos odpowiedział:
– Powróć do swojej ziemi, a tam się dowiesz, co masz czynić, ponieważ widzenie, które miałeś masz rozumieć inaczej (Dz 9,6-7).
A jak po pierwszej wizji napełniła go ogromna radość, bo przecież pragnął tylko doczesnej pomyślności, tak po tej skupił się wewnętrznie i pełen podziwu zastanawiał się nad jej znaczeniem tak głęboko, że owej nocy już więcej nie mógł zasnąć. Z pośpiechem i wielką radością wybrał się o świcie w powrotną drogę do Asyżu, mając nadzieję poznania woli Boga, który ukazał mu to wszystko i otrzymania od niego wskazówek dotyczących własnego zbawienia. Jego serce już zostało przemienione. Zrezygnował z podróży do Apulii. Nie pragnął już niczego innego, jak tylko dostosowania się do woli Bożej.
[2Cel 5; 1Bon 1,2 – 1Cel 7; 2Cel 6; 1Bon 1,3; AP 6-7]

Rozdział III
Jak Pan po raz pierwszy napełnił jego serce cudowną słodyczą, pod wpływem której Franciszek zaczął czynić postępy w pogardzie wobec siebie samego i wszelkiej próżności, a także w modlitwie, rozdawaniu jałmużny i umiłowaniu ubóstwa.
7 Skoro powrócił do Asyżu, któregoś wieczoru – było to kilka dni później – towarzysze wybrali go na przewodniczącego, aby według swego upodobania rozporządzał wydatkami. Polecił więc przygotować wystawną ucztę, jak robił to już tak wiele razy. Po jej zakończeniu wyszli z domu; towarzysze szli pierwsi, włócząc się po mieście ze śpiewem na ustach. On z laską w ręku, jak przystało przewodniczącemu zabawy, szedł za nimi na samym końcu i nie śpiewał, ale pogrążony był w głębokiej zadumie[iii].I oto nagle nawiedził go Pan. Słodycz tak cudowna napełniła jego serce, że nie może ani mówić, ani poruszać się. Stało się dla niego rzeczą niemożliwą odczuwać czy słyszeć coś poza tą słodyczą, która sprawiła, że był tak nieczuły na doznania fizyczne, iż, jak sam później wyznał, nawet gdyby cięto go na kawałki, nie byłby w stanie ruszyć się z tego miejsca. Kiedy towarzysze odwrócili się i zobaczyli, że został tak daleko za nimi, wrócili do niego. Przerażeni patrzą i widzą go, jakby już przemienionego w innego człowieka.
Pytają go więc:
– O czymże myślałeś, że nie szedłeś za nami? Być może -mówią żartując myślałeś o ożenieniu się?
Odpowiedział im z ożywieniem:
– Powiedzieliście prawdę, ponieważ myślałem o wzięciu oblubienicy szlachetniejszej, bogatszej i piękniejszej, aniżeli kiedykolwiek widzieliście.
Kpili z niego. On zaś powiedział to nie od siebie, lecz natchniony przez Boga. Wspomnianą bowiem oblubienicą, którą pojął, było prawdziwe życie religijne, dzięki ubóstwu szlachetniejsze, bogatsze i piękniejsze[iv].
[2Cel 7 – 1Cel 7]
8. Od tej godziny Franciszek zaczął uważać się za nędznego i gardził tym wszystkim, co niedawno kochał; co prawda nie robił tego doskonale, gdyż nie oderwał się jeszcze zupełnie od próżności tego świata.Oddalając się nieco od światowego zgiełku, starał się zachować Jezusa Chrystusa we wnętrzu swoim i ukryć przed ironicznymi spojrzeniami ewangeliczną perłę, którą pragnął nabyć, sprzedawszy wszystko. Często również, prawie każdego dnia, chodził modlić się w skrytości. Odczuwał w tym pewnego rodzaju przymus dzięki słodyczy, której coraz częściej doznawał, a która skłaniała go do modlitwy czasami nawet na ulicy i innych miejscach publicznych. Chociaż już od dawna był dobroczyńcą ubogich, to jednak od tego dnia mocniej sobie postanowił w swoim sercu, by w przyszłości nie odmówić jałmużny żadnemu ubogiemu, który prosiłby go w imię Boga i by dawać ją hojniej i obficiej niż zazwyczaj. Tak więc, za każdym razem, gdy ubogi prosił go o jałmużnę poza domem, wspierał go pieniędzmi, skoro tylko było to możliwe; gdy zaś nie miał pieniędzy, dawał mu czapkę lub pas, byle tylko nie odsyłać go z pustymi rękoma. Jeśli i tego nie miał, odchodził na ustronne miejsce, zdejmował swą koszulę i dawał ją dyskretnie ubogiemu, prosząc aby ją wziął ze względu na Pana. Kupował także przedmioty, mogące służyć ozdobie kościołów i po kryjomu wysyłał je ubogim kapłanom.
[1Cel 4.6; 1Bon 1,4 – 2Cel 8; 1Bon 1,6]
9. Kiedy pozostawał w domu, w czasie nieobecności ojca, nawet wtedy gdy jadał tylko z matką, stawiał na stole tyle chleba, jakby przygotowywał posiłek dla całej rodziny. Gdy zaś matka któregoś dnia zapytała, dlaczego tyle chleba położył na stole, odpowiedział, że chce się przygotować do udzielenia jałmużny, gdyż postanowił dać ją każdemu, proszącemu w imię Boże. Matka zaś, ponieważ bardziej go kochała, a niżeli pozostałe dzieci, pozwalała mu postępować według jego własnego uznania, patrząc do czego doprowadzi to wszystko. Serce zaś jej było pełne podziwu z powodu tego co robił. Jak ongiś bardzo lubił całym serce przyłączać się do swoich przyjaciół, gdy go wołali, a ich towarzystwo było dla niego tak pociągające, że niejednokrotnie wstawał od stołu nawet wtedy, gdy jeszcze niewiele zjadł, zostawiając rodziców udręczonych i tym nieposłusznym odejściem, tak teraz całym swym sercem skłaniał się do wyszukiwania lub wysłuchiwania ubogich, by rozdawać im hojne jałmużny. 10. Tak więc przemieniony łaską Bożą, chociaż nosił jeszcze szaty świeckie, pragnął znaleźć się w jakimś mieście, gdzie nierozpoznany, zdjąłby swe szaty, zamienił je z łachmanami ubogiego i tak odziany próbowałby żebrać z miłości do Boga. Zdarzyło się zaś, że wkrótce udał się z pielgrzymką do Rzymu. Wchodząc do kościoła św. Piotra zauważył, że ofiary składane przez niektórych były małe.
Powiedział sobie w duszy:
– Skoro Książę Apostołów winien być czczony ze szczególną wspaniałomyślnością, dlaczegóż więc ludzie składają tak małe ofiary w kościele, gdzie spoczywa jego ciało?
I tak w porywie zapału zanurzył dłoń w sakwie, wyciągnął pełną pieniędzy i rzucił je przez kratę otaczającą ołtarz. Spadłszy narobiły tyle hałasu, że wszyscy ludzie którzy tam byli, usłyszawszy to, zdziwili się taką wspaniałą hojnością. Potem wyszedł przed bramę świątyni, gdzie zatrzymywało się wielu biedaków, by żebrać. Zamienił po kryjomu swe szaty z jakimś żebrakiem. Ubrawszy się w jego łachmany stanął z innymi żebrakami na schodach kościoła i po francusku prosił o wsparcie, ponieważ chętnie używał tego języka, chociaż nie mówił nim poprawnie. Później zdjąwszy te łachmany i przebrawszy się w swe szaty wrócił do Asyżu. Zaczął prosić Pana, aby skierował go na swoją drogę. Nikomu bowiem nie zdradzał swej tajemnicy, ani nie radził się w tym nikogo, tylko samego Boga, który właśnie zaczął kierować jego życiem. Czasem jednak korzystał jeszcze z rad biskupa asyskiego, ponieważ w tym czasie nie spotykało się u nikogo prawdziwego ubóstwa, którego on pożądał ponad wszystkie dobra tego świata, a w którym chciał żyć i umierać.
[2Cel 8; 1Bon 1,6]

Rozdział IV
Jak od spotkania z trędowatym zaczął przezwyciężać samego siebie i odczuwać słodycz w tym, co uprzednio było dla niego gorzkie.
11 Gdy pewnego dnia z żarliwości błagał Pana, usłyszał w odpowiedzi:
– Franciszku, to wszystko co kochałeś i pragnąłeś posiadać według ciała, trzeba abyś uznał za godnego wzgardy i nienawiści, jeżeli chcesz, znać moją wolę.
Gdy później zaczniesz czynić to, co wydawało ci się ongiś miłe i słodkie, będzie to dla ciebie nie do zniesienia i przykre, w tym zaś do czego odczuwałeś wstręt, znajdziesz wielką słodycz i rozkosz bez miary.Gdy więc Franciszek ucieszony tym i wzmocniony w Panu urządzał konne przejażdżki w pobliżu Asyżu spotkał jakiegoś trędowatego. Pomimo tego, że trędowaci budzili wstręt w nim, to jednak zadając sobie gwałt zsiadł z konia i dał trędowatemu wsparcie, całując go w rękę. Otrzymawszy zaś od niego pocałunek pokoju wsiadł na konia i kontynuował swoją przejażdżkę. Od tej pory zaczął coraz bardziej przezwyciężać siebie, aż dzięki łasce Bożej doszedł do doskonałego zwycięstwa nad sobą.Natomiast po kilku dniach, biorąc dużo pieniędzy, udał się do szpitala trędowatych i zebrawszy wszystkich razem, dał każdemu z nich jałmużnę, całując jego rękę. Wychodząc zaś ze szpitala, przekonał się, że naprawdę to, co było dla niego poprzednio przykre, a mianowicie widzenie i dotykanie trędowatych przemieniało się w słodycz. Tak bardzo bowiem, jak powiedział, przykry był dla niego widok trędowatych, że nie tylko nie chciał ich widzieć, ale nawet nie chciał się zbliżyć do ich mieszkań. Jeśli zaś czasem wypadało mu mijać ich domy, lub tylko je spostrzec, chociaż litość pobudzała go do udzielenia im jałmużny za pośrednictwem kogoś innego, zawsze jednak odwracał twarz, zatykając sobie nos rękoma. Teraz jednak wzmocniony łaską Bożą do tego stopnia spoufalił się z trędowatymi i stał się ich przyjacielem, że jak świadczy w swoim Testamencie (T 1-3), pozostał wśród nich i pokornie im służył.
[2Cel 9 – 1Cel 17; 1Bon 2,6; 1,5-6]
12 Przemieniony zaś na dobre, po odwiedzeniu trędowatych, wziął ze sobą na miejsce samotne jednego ze swoich dobrych przyjaciół, którego bardzo kochał, twierdząc, że znalazł wielki i cenny skarb. Człowiek ów cieszy się bardzo i chętnie chodzi z nim, ile razy go woła. Franciszek prowadził go często do pewnej groty w pobliżu Asyżu. Wchodził tam sam, zostawiając na zewnątrz swego towarzysza, spragnionego posiąść zapowiedziany skarb. Otrzymawszy od Ducha nowy i szczególny wylew łaski, błaga Ojca w skrytości – pragnąc, by nikt nie wiedział oprócz samego boga, co robił w tej grocie, – by mu ustawicznie pomagał w zdobywaniu skarbu niebieskiego. Wróg rodzaju ludzkiego widząc to usiłuje odwieść od dobrego dzieła, zasiewając w jego duszy bojaźń i przerażenie. Była bowiem w Asyżu pewna bardzo garbata kobieta. Ukazujący się zły duch często przypominał ją mężowi i groził, że przeniesie na niego wspomniane kalectwo, jeśli nie wycofa się z urzeczywistnienia tego zamiaru. Jednak najdzielniejszy rycerz Chrystusa, lekceważąc pogróżki szatana, błagał pobożnie w grocie, aby Bóg raczył prowadzić go po swojej drodze. Żył jednak w strasznych cierpieniach i wielkiej udręce duszy, nie mogąc wycofać się z wprowadzenia w czyn tego, na co się zdecydował w sercu. Nacierały nań kolejno najróżniejsze myśli, a ich natarczywość wstrząsała nim coraz okrutniej. Wewnątrz bowiem płonął ogniem Bożym, nie mogąc ukryć okazania na zewnątrz żarliwości ducha. Żałował, iż niegdyś grzeszył tak ciężko, ale dawne czy obecne błędy straciły dla niego wszelką radość; nie miał jednak pewności, czy będzie wierny na przyszłość. Z tego też powodu, kiedy wychodził z groty, by wrócić do swego towarzysza, tak był zmęczony, że wydawało się, iż przemieniał się w innego człowieka.
[1Cel 6; 2Cel 9; 1Bon 1,4]

Rozdział V
Pierwsze słowa, które skierował do niego Ukrzyżowany i jak, począwszy od tej chwili, nosił aż do śmierci w swym sercu mękę Chrystusa
13. Pewnego dnia, gdy żarliwiej błagał Miłosierdzie Boże, Pan objawił mu, że wkrótce zostanie pouczony o tym, co ma robić. Od tego momentu został napełniony tak wielką rozkoszą, że nie posiadał się z radości i czasem mimo woli coś niecoś z tych tajemnic dochodziło do ludzkich uszu. On sam wyrażał się ostrożnie i tajemniczo, mówiąc, że nie chce jechać do Apulii, lecz w rodzinnych stronach zamierza dokonać wielkich i wspaniałych rzeczy. Jego towarzysze zauważyli, że tak się zmienił, iż chociaż czasem był obecny ciałem w ich towarzystwie, to jednak myślami był bardzo daleko.
Jakby drwiąc znowu pytają go:
– Franciszku, czy czasem nie zamierzasz się ożenić?
Odpowiedział im zagadkowo jak to wyżej było wspomniane.
Kilka dni później, kiedy przechodził koło kościoła św. Damiana, zostało mu powiedziane w duchu, by wszedł tam na modlitwę. Wszedł więc do kościoła i zaczął żarliwie modlić się przed wizerunkiem Ukrzyżowanego, który przemówił do niego łagodnie i słodko mówiąc:
– Franciszku, czyż nie widzisz, że ten dom mój chyli się ku upadkowi? Idź więc i napraw mi go!
Drżący i zdumiony powiedział:
– Panie! Chętnie to uczynię.
Myślał, że chodziło o ten kościół, który z powodu starości był zagrożony ruiną. Jednak te słowa napełniły go taką radością i światłem, iż odczuł w swojej duszy, że to naprawdę ukrzyżowany Chrystus przemówił do niego. Wychodząc z kościoła spotkał siedzącego obok księdza i zanurzywszy rękę w sakwie, ofiarował mu pewną sumę pieniędzy mówiąc:
– Proszę cię, panie, abyś kupił oliwy i postarał się, by lampa przed tym Krucyfiksem mogła bez przerwy płonąć, a kiedy wydasz na to te pieniądze, dam ci na nowo tyle, ile będzie jeszcze potrzeba.
[1Cel 7; 2Cel 6; 1Bon 1,3 – 2Cel 10; 1Bon 2,1; 3Cel 2 – 2Cel 11]
14. Począwszy od owej godziny jego serce zostało tak zranione i uwrażliwione na wspomnienie Męki Pańskiej, że przez całe dalsze życie nosił w swym sercu stygmaty Pana Jezusa, jak to się później jasno okazało przez odnowienie tychże stygmatów na jego ciele w sposób cudowny i zadziwiająco widoczny. Od tej pory bardzo umartwiał swe ciało, nie tylko wówczas, gdy cieszył się zdrowiem, lecz także w czasie choroby był zbyt surowy i swemu ciału czasem, ale właściwie to nigdy nie chciał obłażać. Dlatego też w chwili śmierci wyznał, że bardzo zgrzeszył przeciw swemu bratu ciału. Pewnego dnia chodził sam wokół kościółka Matki Bożej Anielskiej z Porcjunkuli, płacząc i lamentując głośno. Jakiś pobożny człowiek słysząc to myślał, że Franciszek cierpi z powodu choroby lub zmartwienia i ze współczuciem zapytał go dlaczego płacze. A ten odpowiedział:
– Płaczę nad Męką Pana mojego. Ze względu na Niego nie powinienem się wstydzić iść na cały świat, głośno płacząc.
Wówczas człowiek ów zaczął również wraz z nim głośno płakać. Często, gdy Franciszek wstawał po modlitwie, widziano u niego skrwawione oczy, ponieważ, wylewał wiele gorzkich łez. Nie tylko zadręczał siebie płaczem, ale także powstrzymywaniem się od jedzenia i picia ze względu na pamięć Męki Pańskiej.
[2Cel 11; 1Bon 1,5; SP 92; LP 37; 3Cel 3]
15. Również z tego powodu, kiedy przyszło mu zasiąść za stołem z ludźmi świeckimi i kiedy podawano potrawy smaczne dla ciała, tylko trochę ich zjadł, zawsze wynajdując jakąś wymówkę, by nie dać poznać, że odmawia sobie z powodu umartwiania się. Kiedy zaś jadł razem z braćmi, często posypywał pokarm popiołem, mówiąc towarzyszom, by ukryć swe umartwienie, że brat popiół jest czysty. Któregoś razu, gdy siedział przy posiłku, pewien brat powiedział mu, że Błogosławiona Dziewica w porze spożywania posiłku tak była uboga, że swojemu Synowi nie miała co dać do jedzenia. Usłyszawszy to mąż Boży, zapłakał boleśnie i odszedł od stołu, zjadł chleb na gołej ziemi. Często natomiast, gdy siedział przy posiłku, krótko po rozpoczęciu jedzenia, nie jedząc, ani nie pijąc, trwał zatopiony w rozważaniu rzeczywistości nadprzyrodzonej. Wzdychał bardzo z głębi serca i nie chciał, aby wówczas ktoś przeszkadzał mu jakimiś rozmowami. Mówił także braciom, aby zawsze, gdy usłyszą go tak wzdychającego, wielbili Boga i gorliwie modlili się za niego. To, co powiedzieliśmy o jego płaczu i poście, zrobiliśmy to mimochodem, aby ukazać, że po wspomnianej wizji i odezwaniu się Ukrzyżowanego, upodabniał się do cierpiącego Chrystusa aż do śmierci.
[1Cel 51; 2Cel 200; 1Bon 7,1; 5,1]

Rozdział VI
Jak najpierw uniknął prześladowania ze strony ojca i krewnych, przebywając u księdza przy kościele św. Damiana, w którym na okno rzucił pieniądze.
16 Uradowany widzeniem i słowami Ukrzyżowanego, wstał uzbrajając się znakiem Krzyża. Wsiadłszy na konia i wioząc na nim różnobarwne materiały, przybył do miasteczka Foligno. Tam sprzedawszy wszystko, a nawet konia, na którym przyjechał, powróciwszy natychmiast do kościoła św. Damiana. A znalazłszy tu ubogiego kapłana z wielką wiarą i pobożnością ucałował jego rękę, ofiarował mu pieniądze, które przywiózł i opowiedział mu szczegółowo swoje postanowienie. Kapłan zdumiony i zdziwiony nagłą przemianą nie chciał w to wierzyć. Myśląc, że kpi sobie z niego, nie chciał zatrzymać u siebie pieniędzy. On uporczywie obstając przy swoim, starał się swymi słowami wzbudzić zaufanie i jeszcze bardziej prosił księdza, żeby pozwolił mu pozostać ze sobą. Ksiądz zgodził się przyjąć go, ale bojąc się rodziców Franciszka, nie przyjął pieniędzy. Wówczas naprawdę gardzący pieniędzmi rzucił je na jakieś okno i zlekceważył, jak proch ziemi. Podczas gdy przebywał na wspomnianym miejscu[v], jego ojciec szukał go pilnie, pytając, co się stało z jego synem. Gdy dowiedział się, że Franciszek tak obecnie przemieniony znajduje się we wspomnianym miejscu, serce jego napełnił wewnętrzny ból, a wzburzony tym nieoczekiwanym wydarzeniem, zebrał swych przyjaciół i sąsiadów i razem z nimi pobiegł bardzo szybko do niego. Franciszek zaś, ponieważ był już nowym rycerzem Chrystusa, skoro usłyszał o groźbach prześladowców i dowiedział się o ich przybyciu, dał upust gniewowi ojca, uciekając do ukrytej groty, którą w tym celu przygotował dla siebie i tam ukrywał się przez cały miesiąc. Grota ta była znana tylko jednemu członkowi rodziny. W niej od czasu do czasu spożywał po kryjomu przyniesiony pokarm, modląc się ustawicznie zalany obficie łzami, by Pan uwolnił go od szkodliwego prześladowania i by dzięki swej łaskawej życzliwości udzielił mu łaski potrzebnej do zrealizowania jego pobożnych życzeń.
[1Cel 8 1Bon 2,1; AP 7 – 1Cel 9-10; 1Bon 2,2]
17 Gdy więc tak w postach i łzach błagał Pana żarliwie i wytrwale nie ufając swej mocy i umiejętności, zdecydowanie położył swą nadzieję właśnie w Panu, który go pozostającego w ciemnościach zalewał jakąś niewypowiedzianą radością i oświecał cudowną światłością. Nic więc dziwnego, że cały rozpromieniony opuścił grotę i uradowany udał się pośpiesznie do Asyżu. Uzbrojony ufnością Chrystusa i zapalony żarem Bożym, wyrzucając sobie dawny brak odwagi i próżny strach, wydał się w ręce prześladowców i jawnie wystawił na ich ciosy. Gdy zobaczyli go ci, którzy wcześniej go znali, ubliżali mu podle, krzyczeli, że jest chory i wariat. Rzucali również na niego błotem i kamieniami. Widząc go tak odmiennie zachowującego się, przypisywali wszystko, co robił, wyczerpaniu lub wręcz postradaniu zmysłów. Jednak rycerz Chrystusowy przechodząc, jak głuchy wśród tych krzyków, niezłomny ani nie poruszony żadną z tych krzywd, wyrażał Bogu wdzięczność. Gdy ten hałas rozlegający się na placach i ulicach miasta, dotarł do uszu ojca, on dowiedziawszy się o traktowaniu, jakie spotkało Franciszka od części współobywateli, wstał natychmiast, by go pochwycić, nie w celu uwolnienia, lecz raczej gnębienia do reszty. Bez żadnego panowania nad sobą, jak wilk do owcy. Patrząc nań dzikim wzrokiem, z twarzą wykrzywioną gniewem, podniósł na niego swą bezbożną rękę. Wlokąc go zaś do domu i przez wiele dni przetrzymując w ciemnym lochu, usiłował słowami i biciem nakłonić z powrotem jego duszę ku marnościom tego świata.
[1Cel 11-12; 1Bon 2,2]
18 Franciszek nie poruszony ani słowami, ani nie złamany biciem, ni więzieniem, znosząc wszystko cierpliwie, stał się jeszcze chętniejszy i bardziej zdecydowany w dążeniu do świętego zamiaru. Skoro zaś pewna paląca konieczność zmusiła ojca do wyjazdu z domu, z Franciszkiem została tylko jego matka , która nie pochwalając postępowania swojego męża, zwraca się do syna z serdecznymi prośbami. Ale i ona nie mogła odwieść go od świętego postanowienia. Jej matczyne serce odczuwało jednak litość. Zerwała wiec łańcuchy u pozwoliła wyjść uwięzionemu na wolność. On dziękując Bogu Wszechmogącemu, powraca na miejsce, gdzie przebywał uprzednio. Od tej chwili, będąc swobodniejszy, jako człowiek wypróbowany szatańskimi atakami i pouczony doświadczeniem pokus, odzyskawszy pogodę ducha i większą odporność dzięki krzywdom, postępował w doskonałości coraz wspaniałomyślniej i swobodniej. W międzyczasie powraca ojciec, a nie znalazłszy syna, dodając grzechy do grzechów, zadręcza żonę.
[1Cel 13; 1Bon 2,3]
19 Przybiegł następnie do ratusza i żaląc się wobec radnych na syna, domagał się, aby pieniądze, które Franciszek zabrał z domu, zostały mu zwrócone przez posłańca. Ci widząc go tak wzburzonego, wzywają i przynaglają św. Franciszka, by stawił się przed nimi. Franciszek odpowiedział mu, że łaska Boża uczyniła z niego człowieka wolnego i nie podlegającego więcej radzie miasta, ponieważ jest wyłącznie sługą samego Boga Najwyższego. Wówczas radni, nie chcąc zadawać mu gwałtu powiedzieli ojcu:
– Od kiedy przystąpił do służby Bożej, nie podlega już naszej władzy.
Ojciec widząc więc, że u radnych nic nie skorzysta, przedłożył tę samą skargę biskupowi miasta. Biskup, człowiek roztropny i mądry, drogą prawną wezwał Franciszka, by przyszedł wytłumaczyć się z zarzutów stawianych przez ojca. Franciszek odparł posłańcowi:
– Przyjdę do biskupa, ponieważ jest ojcem i panem dusz.
Przyszedł więc do biskupa, a ten przyjął go z wielką radością. Biskup powiedział mu:
– Twój ojciec bardzo rozgniewał się na ciebie i jest bardzo zgorszony. Dlatego jeśli chcesz służyć Bogu zwróć ojcu pieniądze, które masz, bo jeśli przypadkiem zostały nieuczciwie zdobyte, Bóg nie chce, byś je poświęcał na potrzeby Kościoła. Zwróć je ze względu na grzechy twego ojca, któremu minie gniew, gdy otrzyma je z powrotem. Miej ufność w Panu synu i postępuj mężnie. Nie obawiaj się, bo On będzie twym wspomożycielem i udzieli ci obficie wszystkiego, co będzie konieczne do budowy Jego Kościoła.
[1Cel 15; 1Bon 2,3; AP 8]
20 Wstał więc mąż Boży uradowany i umocniony słowami biskupa, a przynosząc do niego pieniądze, powiedział mu: – Panie, nie tylko pieniądze, które są jego, chcę mu oddać z wewnętrzną radością, ale także i szaty. Wszedłszy do pokoju biskupa, rozebrał się zupełnie ze swych szat, położywszy na nich pieniądze w obecności biskupa, ojca i kilku tam obecnych, obnażony wyszedł na zewnątrz i powiedział:
– Słuchajcie mnie wszyscy i rozumiejcie. Aż dotąd nazywałem Piotra Bernardone moim ojcem. Ponieważ jednak zdecydowałem się służyć Bogu, oddaję mu pieniądze, z powodu których był ozgniewany, a także wszystkie szaty, które otrzymałem od niego. Chcę odtąd mówić: ?Ojcze nasz, który jesteś w niebie?, a nie ?Ojcze, Piotrze Bernardone?.
Wówczas można było przekonać się, że mąż Boży nosił na swoim ciele włosienicę, którą ukrywały kolorowe szaty. Złamany bólem i rozpalony gniewem ojciec wstał więc, pozbierał pieniądze i wszystkie szaty. Gdy niósł je do domu, świadkowie tej sceny oburzyli się na niego, że nic, nawet z odzienia nie zostawił synowi. Przejęci szczerą litością wobec Franciszka zaczęli bardzo płakać. Biskup zaś uważnie obserwując Bożego męża, a także podziwiając bardzo jego żar i stałość, objął go swymi rękami, okrywając swym płaszczem. Rozumiał bowiem jasno, że Franciszek działał pod wpływem Bożego natchnienia i poznał, że to wszystko, co zobaczył zawiera w sobie niemałą tajemnicę. Tak więc od tej pory stał się jego pomocnikiem zachęcając go i sprzyjając mu, a także dając mu odpowiednie wskazówki i otaczając gorącą miłością.
[1Cel 15; 2Cel 12; 1Bon 2,4]

Rozdział VII
Ciężka praca i udręczenie św. Franciszka przy odbudowie kościoła św. Damiana i sposób, w jaki zaczął odnosić zwycięstwo nad samym sobą zbierając jałmużnę.
21 Sługa Boży, Franciszek, wyzbywszy się wszystkich rzeczy tego świata, poświęca się odtąd dziełom sprawiedliwości bożej. Swoją przeszłość ma już tylko w pogardzie i na wszelki możliwy sposób oddaje się służbie Bożej. Po powrocie do kościoła św. Damiana, przepełniony radością i zapałem, zrobił sobie jakby pustelniczy habit i umacniał kapłana tego kościoła tymi samymi słowami, które skierował do niego biskup, dodając mu odwagi. Następnie wstał, poszedł do miasta, chodził po ulicach i placach wyśpiewując pochwały na cześć Pana. Wyglądał jakby upojony Duchem. Skończywszy pienia na cześć Pana, rozpoczął starania o kamień potrzebny na remont kościoła. Wołał: – Kto da mi jeden kamień, otrzyma nagrodę, kto zaś da mi dwa, będzie miał podwójną nagrodę; da mi trzy, trzykrotnie będzie nagrodzony!
W uniesieniu ducha zwracał się nadal z wieloma prostymi słowami, ponieważ niewykształcony i prosty, wybrany przez Boga nie uciekał się do uczonych słów mądrości ludzkiej, lecz we wszystkim postępował z prostotą. Wielu kpiło sobie z niego biorąc go za szaleńca. Inni zaś, przejęci litością, wzruszali się aż do łez widząc, że on, tak wykwintny w próżnych manierach tego świata doszedł tak szybko do tak wielkiego upojenia miłością Bożą. On jednak nic nie robiąc sobie z kpin, z żarliwością ducha dziękował Bogu. Wszystko, co zniósł w tym przedsięwzięciu byłoby zbyt trudne i długie do opowiadania. On bowiem żyjący ongiś w dobrobycie rodzinnego domu, nosił teraz kamienie na swych własnych barkach i umartwiał się na wiele sposobów w służbie Bożej.
[1Cel 18; 2Cel 11.13; 1Bon 2,7]
22 Wspomniany zaś ksiądz widząc jego pracę i to, że tak gorliwie i ponad własne siły oddał się służbie Bożej, mimo swego ubóstwa zatroszczył się, by przygotowywać mu coś specjalnego do jedzenia. Wiedział bowiem, że na świecie Franciszek znany był z wygodnego życia. Istotnie, jak sam mąż Boży później wyznał, często pożywienie miał wykwintne i dobrane i nie tknąłby się nawet potraw, których nie lubił. Nadszedł dzień, w którym spostrzegł troskę kapłana względem siebie. Powiedział więc sobie:
– Czy znajdziesz gdziekolwiek takiego kapłana, który okazywałby ci tyle dobroci? To nie tam z pewnością znajduje się życie ubogie, które chciałeś wybrać. Idź więc, jak prawdziwie ubogi od drzwi do drzwi, weź miskę, a gdy będziesz głodny, włożysz do niej wszystkie potrawy, które tylko otrzymasz. Oto, jak powinieneś żyć dobrowolnie z miłości ku Temu, który narodził się ubogi, najbiedniejszy na świecie, pozostał odarty i ubogi na szubienicy oraz został pochowany w cudzym grobie.
Pewnego dnia wstał więc i wziął miskę. Wszedł do miasta i prosił o jałmużnę, idąc od drzwi do drzwi. Mieszał następnie w misce resztki najróżniejszych pokarmów. Wtedy wiele osób, przypominając sobie, że niegdyś żył w dobrobycie, dziwiło się, widząc go teraz tak cudownie zmienionego i do tego stopnia gardzącego sobą. Jednakowoż, gdy po raz pierwszy chciał spróbować tej mieszaniny, dostał mdłości: nigdy bowiem nie tknął tak marnych potraw; nigdy nie zmusiłby się, by nawet na nie spojrzeć, przezwyciężając siebie, zaczął jeść i wydawało mu się, że nigdy nie jadł podobnych przysmaków. Wtedy serce jego rozradowało się w Panu, że ciało jego chociaż słabe i udręczone, otrzymało siłę, by znieść radośnie dla Pana to, co twarde i gorzkie. Ponadto dzięki czynił Bogu, że zmienił mu gorycz w słodycz i w ten sposób wielokrotnie podtrzymywał go. Powiedział więc owemu kapłanowi, aby na przyszłość nie przygotowywał mu jakichkolwiek pokarmów.
[2Cel 14]
23 Ojciec jego natomiast, widząc go w tak nędznym stanie cierpiał wielce. Ponieważ bardzo kochał Franciszka, wstydził się go i tak bardzo bolał na widok jego ciała, jakby obumarłego z powodu udręczenia i zimna, że przeklinał go, ilekroć spotkał. Mąż Boży, mając na uwadze ciężar ojcowskich przekleństw, wybrał sobie na ojca człowieka bardzo ubogiego i nędznego, któremu powiedział:
– Chodź ze mną, a będę ci oddawał część jałmużny, którą otrzymam. Gdy zobaczysz mego ojca złorzeczącego, powiem ci: ojcze, błogosław mnie; wówczas ty uczynisz nade mną znak Krzyża i zamiast ojca, pobłogosławisz mnie.
Gdy biedak w ten sposób go błogosławił, mąż Boży mówił swemu ojcu:
– Nie wierzysz, że Bóg może mi dać ojca, który swymi błogosławieństwami przeciwstawi się twoim przekleństwom?
Wówczas wielu z tych, którzy drwili z niego, widząc cierpliwość, z jaką znosił wszystkie kpiny, było pełnych zdumienia i podziwu dla niego. Dlatego też pewnego zimowego ranka, gdy trwał na modlitwie, odziany w nędzne łachmany, jego rodzony brak przechodząc w pobliżu, rzucił ironiczną uwagę jednemu ze znajomych:
– Powiedz Franciszkowi, by sprzedał ci swego potu przynajmniej za grosz.
Mąż Boży usłyszał te słowa. Napełniony niebiańską radością odparł w porywie ducha po francusku:
– Ja drogo sprzedam ten pot mojemu Panu.
24 Kiedy pracował pilnie przy odbudowie wspomnianego kościoła, chodził po mieście prosząc o oliwę, ponieważ chciał, by lampy w kościele świeciły się ustawicznie. Pewnego dnia poszedł do domu, gdzie zastał ludzi zebranych na zabawę. Zawstydził się prosić o wsparcie w ich obecności i wycofał się. Zastanowiwszy się jednak, uznał to za grzech. Przybiegł na miejsce odbywającej się zabawy i wyznał wobec wszystkich, że ze względu na nich wstydził się prosić o jałmużnę. W zapale ducha wszedł do domu i po francusku prosił, by z miłości do Boga dali mu oliwy potrzebnej do lamp w kościele. Kilku robotników pracowało wraz z nim przy naprawie kościoła. On w radości ducha głośno wzywał sąsiadów i przechodzących, zwracając się do nich po francusku:
– Chodźcie, pomóżcie mi przy kościele św. Damiana! On stanie się klasztorem Pań, których sława i życie okryją chwałą Kościół powszechny naszego niebieskiego Ojca.
Oto w jaki sposób napełniony duchem proroczym rzeczywiście przepowiedział przyszłe wydarzenia. W tym bowiem świętym miejscu zakon sławnych i podziwianych zakonnic zwanych Ubogimi Paniami został szczęśliwie założony przez błogosławionego Franciszka około sześć lat po jego nawróceniu. Ich budująca Reguła i chwalebne ustawy zostały następnie zatwierdzone władzą Stolicy Apostolskiej przez papieża Grzegorza IX, ongiś biskupa Ostii[i].

Rozdział VIII
Jak Franciszek po usłyszeniu i zrozumieniu ewangelicznych zasad Chrystusa, natychmiast zmienił swoje zewnętrzne odzienie, by zewnętrznie i wewnętrznie przywdziać nowy habit doskonałości.
25 Tak więc błogosławiony Franciszek po ukończeniu pracy przy kościele św. Damiana, nosił jeszcze habit pustelnika, chodził z laską w ręku, butach i przepasywał się skórzanym pasem. Pewnego dnia, podczas Mszy św. usłyszał to, co Chrystus mówi uczniom wysłanym na głoszenie Ewangelii, by nie brali na drogę ani złota, ani srebra, ani torby, ani chleba, ani laski; aby nie mieli sandałów na nogach i nie posiadali dwóch tunik. Lepiej zrozumiał te słowa, gdy poszedł do kapłana po wyjaśnienie. Napełniony został wówczas niewysłowioną radością i krzyknął:
– To właśnie jest to, co chcę ze wszystkich sił wypełniać!
Powierzył swej pamięci wszystkie usłyszane rady i ucieszony usiłował wprowadzić w życie. nie zwlekając, pozbył się tego, co miał podwójne, a począwszy od tej chwili, nie posługiwał się ani laską, ani workiem, ani torbą i nie nosił obuwia. Sprawił sobie ubogą suknię z szorstkiego sukna, a zamiast pasa wziął sobie powróz. Całą troskę serca włożył w to, aby rozpoznać natchnienia tej nowej łaski i pytał się, jak mógłby wprowadzić je w czyn. Pod wpływem działania Bożego stał się zwiastunem ewangelicznej doskonałości i zaczął po prostu publicznie głosić pokutę. jego słowa nie były ani puste, ani śmieszne, lecz pełne mocy Ducha Świętego wnikały w głąb serca tak, że wprawiały słuchaczy w głęboki podziw.
[1Cel 21.22; 1Bon 3,1 – 1Cel 23; 1Bon 3,2]
26 Jak sam później wyznał[ii], objawienie Boże nauczyło go następującego pozdrowienia: ?Niech Pan obdarzy cię pokojem!? Dlatego też we wszystkich swoich kazaniach, na początku ich wygłaszania pozdrawiał ludzi zwiastując pokój. Fakt dziwny i nie przyjęcia bez cudu, że w przekazywaniu tego pozdrowienia, Franciszek miał przed swym nawróceniem pewnego poprzednika, który przebiegał często ulice Asyżu, powtarzając tę formułę: ?Pokój i Dobro! Pokój i Dobro!? Należy w to samo wierzyć, że jak Jan Chrzciciel, który zapowiadał Chrystusa, znikł, gdy Jezus zaczął nauczać, tak i ten jakby drugi Jan, poprzedził błogosławionego Franciszka w apostolstwie pokoju i znikł, gdy przybył Święty. Szybko więc mąż Boży, Franciszek, przejęty duchem proroków, idąc śladami wspomnianego swego poprzednika, oznajmiając pokój i głosił językiem proroków kazania o zbawieniu. jego zbawcze napomnienia jednoczyły w prawdziwym pokoju wielu odłączonych od Chrystusa i dalekich od zbawienia.
[1Cel 23; 1Bon 3,2; LP 67; SP 26]
27 Tak więc błogosławiony Franciszek coraz bardziej stawał się znany dzięki prawdzie i prostocie swej nauki i życia tak dobrze, że w dwa lata po nawróceniu, kilku ludzi pociągniętych jego przykładem, zdecydowało się czynić pokutę i wyrzekając się wszelkich rzeczy tego świata, przyszli, aby dołączyć się do niego przez ubiór i styl życia. Pierwszym z nich był śp. brat Bernard. Zauważył on stanowczość i żarliwość błogosławionego Franciszka w służbie Bożej. Wiedział, za jaką cenę dźwigał on kościół z ruin. Zdumiewał się surowością jego życia, pamiętając o zbytku, z jakiego Franciszek znany był na świecie. Wówczas postanowił w swym sercu rozdać między ubogich [dobrych] wszystkie dobra, które posiadał i mocno związać się z nim rodzajem jego życia i ubiorem. W wielkiej tajemnicy przybył pewnego dnia do męża Bożego, odkrył mu swój zamiar i ustalił z nim, że tego wieczoru Franciszek przyjdzie do niego. natomiast błogosławiony Franciszek dzięki czynił Bogu, bo nie miał jeszcze towarzysza. ucieszył się bardzo, zwłaszcza dlatego, że postępowanie Bernarda było budujące. 28. Gdy więc nadszedł wieczór, Franciszek poszedł spotkać się z nim w jego domu, z sercem rozpieranym radością. Razem spędzili cała noc[iii]. Między innymi pan Bernard zapytał go:- Jeśli ktoś, kto otrzymał od swego pana jakieś dobra, wielkie lub małe, które przez wiele lat posiadał i nie chciałby ich mieć dłużej, co byłoby lepiej z nimi zrobić?Błogosławiony Franciszek odpowiedział, że powinien je zwrócić temu panu, od którego otrzymał. Pan bernard odparł:
– Bracie, chcę więc wszystkie moje dobra doczesne rozdać z miłości do Pana mojego, który mi ich udzielił tak, jak tobie się będzie wydawało najwłaściwiej.
Wówczas święty powiedział:
– Jutro wczesnym rankiem pójdziemy do kościoła, a księga Ewangelii ukaże nam, czego Chrystus nauczył swych uczniów.
O świcie wstali i wziąwszy jeszcze jednego człowieka imieniem Piotr, który również chciał zostać bratem, przyszli do kościoła św. Mikołaja, w pobliżu rynku Asyżu. Weszli tam, by się modlić. Ponieważ byli prości, prosili pobożnie Pana, aby ukazał im swoją wolę na pierwszej stronie, na którą natrafią, otworzywszy księgę. 29. Po skończonej modlitwie, błogosławiony Franciszek wziął zamkniętą księgę, później klęcząc przed ołtarzem, otworzył ją na chybił trafił; pierwszy fragment, na którym spoczął jego wzrok, zawierał taką radę Pana; ?Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj wszystko, co masz, rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie? (Mt 19,21) Po tym odkryciu, błogosławiony Franciszek ucieszył się bardzo i złożył dzięki Bogu. A ponieważ szczerze czcił Trójcę Świętą, chciał oprzeć się na potrójnym świadectwie. Otworzył więc księgę po raz drugi i trzeci. Za drugim razem znalazł zdanie: ?Nie bierzcie ze sobą nic w drogę? (Łk 9,3); a za trzecim ?Kto chce iść za mną, musi się zaprzeć samego siebie? (Mt 16,24; Łk 9,23). Kiedy błogosławiony Franciszek otwierał księgę, dziękując Bogu za każdym razem, że potwierdził jego postanowienie i pragnienie, nad którym już od dawna rozmyślał i za to, że to potwierdzenie zostało mu w ten sposób cudownie udzielone trzy razy. W końcu zwrócił się do swych towarzyszy Bernarda i Piotra:
– Oto, bracia, życie i zasady, które będziemy mieli, my i ci wszyscy, którzy zechcą się do nas przyłączyć. Idźcie więc i uczyńcie tak, jak słyszeliście. Wówczas pan Bernard odszedł. Był on bardzo bogaty. Sprzedał wszystkie dobra, które posiadał, otrzymując dużo pieniędzy. Rozdał je wszystkie ubogim miasta. Piotr również według swoich możliwości wypełnił wskazania Boże. Po pozbyciu się wszystkich dóbr, obaj przywdziali habit, który niedawno ubrał sam Święty, rezygnując z ubioru pustelniczego. Począwszy od tej godziny żyli razem według zasad Świętej Ewangelii, które im Pan ukazał. dlatego błogosławiony Franciszek mógł napisać w swym testamencie: ?Sam Pan objawił mi, że powinienem żyć według nauki świętej Ewangelii? (T 14).
[1Cel 24; 2Cel 15; 1Bon 3,2; AP 10-11; K 2]